stynkt jej, przenikając jego powłokę zewnętrzną, zapewniał o gorączkowem biciu jego serca, o słodkiej truciźnie, krążącej w jego żyłach.
Uczucie tej tajemniczej mocy więcej niż wszystko przejmowało trwogą Hilarego. Niema potrzeby mówić; ona o to nie dba! Niech nawet na nią nie patrzy; wystarcza, żeby siedziała obok niego cicha, bez ruchu, a tchnienie młodości wybiegało przez jej rozchylone usta, a światło młodości wykradało się z pod przymkniętych powiek.
I nagle wstał i odszedł.
Jeżeli młode wino, burząc się gwałtownie, nie rozsady starej butelki, to pieni się i wre dalej spokojnie.
Tak działo w starej butelce p. Stone’a, z godziny na godzinę, z dnia na dzień, przez cały miesiąc. Policzki jego wyglądały znów czerstwiej, zarumieniły się niebieskie, wdal zapatrzone, oczy miały więcej blasku; kolana odzyskały siłę; kąpał się, a bez jego wiedzy, bo on widział tylko wodę, którą pruł niesłychanie wolnymi ruchami, Hilary i Marcin, trzymając się zdala, w obawie, żeby nie miał do nich żalu, iż wyświadczają mu przysługę, — czuwali nad nim kolejno, na wypadek, gdyby znów kiedy siedział zadługo na dnie Serpentyny.
Co rano, po spożyciu kakao i zupy owsianej, można było usłyszeć jak zamiatał pokój z niezwykłą rzeźkością, a gdy zbliżała się dziesiąta, każdy, kto nasłuchiwał, mógł zauważyć głośny oddech, gdy p. Stone podnosił się i opuszczał, na palcach, sposobiąc się do zadań dnia. Żadne listy, oczywiście, ani też dzienniki nie zakłócały bezwzględnego, zupełnego odosobienia tego życia, poświęconego Braterstwu — żadne listy, w części dlatego, że nie znano jego adresu, w części zaś dlatago, że przez lata całe nie odpowiadał na nie, które otrzymywał; co zaś do dzienników, to raz na miesiąc chodził do czytelni publicznej, gdzie przeglądał cztery ostatnie numery dwóch tygodników, zaznajamiając się z wydarzeniami bieżącemi, przyczem poruszał ustami jak w modlitwie.