Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/221

Ta strona została przepisana.

— Nie, — odparł po chwili; — obawiam się, że szczęśliwa nie jest.
— Dlaczego?
Hilary milczał; poczem, patrząc starcowi prosto w twarz, rzekł:
— Zdaje mi się, że dla pewnych powodów będzie zadowolona, jeżeli wyjadę na pewen czas.
— A kiedy wyjedziesz? — spytał p. Stone.
— Jak tylko będę mógł.
Zdawało się, że oczy p. Stone’a, roziskrzone natężonym blaskiem, usiłowały przejrzeć przez gęstą mgłę.
— Wydaje mi się, że ona przysła do mnie, — rzekł; — coś mi się przypomina, że płakała. Czy jesteś dla niej dobry?
— Starałem się być dobry, — odparł Hilary.
Twarz p. Stone’a pokryła się lekkim rumieńcem.
— Nie macie dzieci, — rzekł z trudnością; — czy żyjecie ze sobą?
Hilary potrząsnął głową przecząco.
— Rozłączyliście się? — pytał dalej p. Stone.
Hilary potwierdził skinieniem głowy. Nastąpiło długie milczenie. Oczy p. Stone’a powędrowały do okna.
— Bez miłości niema życia, — rzekł w końcu; utkwił badawczy wzrok w Hilarym i spytał: — Czy ona kocha innego?
Hilary ponownie potrząsnął głową.
Gdy p. Stone odezwał się teraz, mówił zrazu wyraźnie tylko do siebie.
— Nie wiem dlaczego jestem zadowolony. Czy ty kochasz inną?
Na to pytanie Hilary zmarszczył brwi.
— Co pan rozumie przez miłość? — zapytał.
P. Stone nie odpowiedział; widać było, że zastanawia się głęboko. Usta jego zaczęły się poruszać:
— Przez miłość rozumiem zapomnienie o swojem Ja. Istnieją często związki, w których pobudzone są tylko instynkty płciowe lub wspomnienie własnego Ja...
— To prawda, — szepnął Hilary.
P. Stone podniósł oczy; na twarzy jego malowało się bolesne zmieszanie.
— Rozmawialiśmy o czemś.
— Powiedziałem panu, — rzekł Hilary, — że dla pańskiej córki będzie lepiej, gdy wyjadę na pewien czas.
— Tak, — rzekł p. Stone; — rozłączyliście się.
Hilary powrócił przed pusty kominek.