Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/237

Ta strona została przepisana.

potęgował się w niej młodociany sarkazm. Obawiając się zbadać rzecz do gruntu, Cecylja nie zażądała od córki wyznania, nie podzieliła się też ze Stefanem swojemi spostrzeżeniami.
Między bluzkami znalazła Cecylja, polinjowaną niebiesko, widocznie zgubioną z notatnika, kartkę, na której przeczytała zdania: „To biedne małe stworzenie było takie szare i takie wynędzniałe, a mnie ogarnęła nagle świadomość ich okropnego losu. Muszę — muszę — chcę coś dla nich uczynić!“
Cecylja upuściła kartkę; ręka jej drżała. Teraz wyjaśniła się tajemnica ucieczki Tymjany i przypomniały się jej słowa Stefana:
„Wszystko to dobre do pewnego punktu, i nikt nie ma dla nich większego współczucia niż ja; ale potem zaczyna to burzyć spokój człowiekowi, a ztąd nic dobrego dla nikogo wyniknąć nie może!“
Zdrowy rozsądek, ujawniający się w tych słowach, dotknął ją niemile, gdy były wypowiadane; a jednak zawierały więcej prawdy niż przypuszczała. Czyżby jej córka, taka młoda i taka ładna, zamierzała istotnie podjąć dzieło ratunku w brudnych, wstrętnych dzielnicach, oderwać się od słodkich dźwięków i woni i barw, od muzyki i sztuki, od tańca, kwiatów i wszytkiego co upiększa życie? Utajona siła wytwornych nawyknień, wrodzony lęk przed przesadą i istotna nieświadomość, czem jest właściwie takie szare życie, ogarnęły Cecylję z taką siłą, że uczuła się nagle zupełnie nieszczęśliwa, Raczej niech ona sama tem się zajmie, niż żeby jej własne dziecko miało być pozbawione powietrza i światła i całego odpowiedniego dla jej młodości i urody otoczenia.
„Musi powrócić — musi mnie usłuchać!“ myślała. „Zabierzemy się do pracy razem; urządzimy na początek własny mały żłobek, albo może pani Tallents Smallpeace znajdzie dla nas stałą robotę w jednem ze swoich stowarzyszeń“.
Poczem nagle zrodziła się w jej mózgu myśl, która niemal lodem ścięła krew w jej żyłach. A jeżeli to wynik dziedziczności? Jeżeli Tym odziedziczyła dziwactwo po dziadku? Że mogłoby to być możliwe, dowodem Marcin. Wiedziała, że bywa często, iż różne właściwości przeskakują jedno pokolenie i objawiają znów w następnem. Ale w tym wypadku, to niemożliwe, zupełnie niemożliwe! Z upragnieniem, a jednak z obawą, czekała na zgrzyt klucza Stefana. Odezwał się o zwykłej porze.