Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/242

Ta strona została przepisana.

ciu niższości, które ogarniało go zawsze w obecności Hilarego, spuścił oczy.
— Mój drogi, rzekł Hilary, — jeżeli jakakolwiek cząstka mojego charakteru przedostała się do Tymjany, bardzo mi przykro, doprawdy.
Stefan pochwycił dłoń brata i uścisnął ją szczerze, a ponieważ weszła właśnie Cecylja, przeto zasiedli do stołu.
Cecylja odrazu zauważyła to, czego Stefan, zajęty własną sprawą; nie dostrzegł; że Hilary przybył; żeby, im coś powiedzieć. Nie chciała jednak o nic pytać, jakkolwiek wiedziała, że Hilary był zanadto subtelny; by wobec ich troski, narzucać im własną. Nie chciała też mówić o swojej udręce wobec jego troski. Rozmawiali tedy o rzeczach obojętnych — na jakich byli koncertach; jakie widzieli sztuki — jedli niewiele i pili herbatę. Mówiąc właśnie o operze Stefan, podniósłszy oczy, ujrzał Marcina we własnej osobie, stojącego we drzwiach. Młody Sanitysta był blady, zakurzony, włosy miał rozwichrzone. Zbliżył się do Cecylji i, ze swą zwykłą, chłodną stanowczością, rzekł:
— Ciotko Cis, przyprowadziłem ją z powrotem.
W tej chwili przynoszącej taką ulgę, takiej pełnej prawdziwej radości, szczerej chęci wypowiedzenia tysiąca rzeczy, Cecylja zdołała wyszeptać tylko:
— Ach, Marcinie! Stefan, który się zerwał z krzeła, spytał:
— Gdzie ona jest?
— Poszła do swego pokoju.
— W takim razie, — mówił dalej Stefan, odzyskując odrazu zwykłą zimną krew, — może zechcesz nam dać wyjaśnienie tego szaleństwa.
— Nie przyda nam się na nic teraz.
— Doprawdy!
— Do niczego.
— W takim razie, zechciej łaskawie zrozumieć, że w przyszłości i ty nàam się na nic nie przydasz, ani nikt z takich jak ty.
Marcin rozejrzał się dokoła stołu, a oczy jego spoczęły kolejno na każdym z osobna.
— Masz słuszność, — rzekł. — Żegnam.
Hilary i Cecylja wstali również. Zapanowała cisza. Stefan podszedł do drzwi.
— Wydajesz mi się bardzo niebezpiecznym młodzieńcem, z tem swojem nowomodnem podstępowaniem i z temi