Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/244

Ta strona została przepisana.

— Bogu dzięki! Obawiałem się, że zaczynasz tracić głowę dla tej dziewczyny.
— Nie jestem taki szalony, — rzekł Hilary, — żeby nie zdawać sobie sprawy, że taki stosunek, z biegiem czasu, może stać się tylko nieznośnym ciężarem. Gdybym to dziecko zabrał ze sobą, musiałbym ją zatrzymać na zawsze; ale nie jestem dumny z tego, że ją tak porzucam, Stefku.
Ton jego głosu był taki pełen goryczy, że Stefan pochwycił go za rękę.
— Mój drogi stary jesteś za dobry. Przecież ona niema do ciebie żadnego prawa... najmniejszego!
— Oprócz tego, jakie wynika z przywiązania, które w niej wzbudziłem, Bóg wie jakim sposobem, i z jej niedostatku.
— Dręczymy się tymi ludźmi niepotrzebnie, — rzekł Stefan. — Jesteś w zupełnym błędzie... wierzaj mi.
— Zapomniałem dodać, że nie jestem lodowcem, — szepnął Hilary.
Stefan spojrzał mu w twarz w milczeniu, poczem rzekł z najwyższą powagą:
— Jakkolwiek mogła być dla ciebie bardzo ponętna, niemniej to poprostu nie do pomyślenia, żeby człowiek taki, jak ty, wychodził po za swoją sferę.
— Sfera! Tak! — mruknął Stefan. — Bywaj zdrów!
I, zamieniwszy z bratem długi uścisk dłoni, wyszedł.
Stefan zbliżył się do okna. Pomimo całej staranności i wszelkich wysiłków dla wytworzenia ładnej perspektywy, w dali, po lewej stronie, widoczne były podwórka małej uliczki; a Stefan odwrócił się niezwłocznie od tego widoku, jakby ukłóty jadowitem żądłem bąka.
„Do djabła!“ — pomyślał. „Czyż nigdy nie pozbędziemy się tej przeklętej bandy?“
Oczy jego padły na melon. Jeden pojedyńczy plaster leżał sam na niebiesko zielonawym talerzu. Pochylony nad nim, Stefan z chciwością zupełnie mu obcą, zaczął jeść owoc, poczem rzucił resztę i zanurzył palce w kryształowej miseczce.
„Bogu dzięki!“ pomyślał, „minęło! Jakie szczęśliwe wybawienie!“.
Kogo miał na myśli, Hilarego czy Tymjanę — trudno byłoby powiedzieć, ale owładnęła nim tęsknota za córką, chęci pośpieszenia do jej pokoju i ucałowania jej. Pohamował się wszakże i zasiadł do biurka; doznał nagle takiego uczucia, jakie go ogarniało niekiedy w niezwykle pogodne