— Chciałam tylko zapytać... Czy nie mogłabym z panem pojechać?
Wobec tego pytania, którego naiwność mogłaby wywołać uśmiech na ustach anioła, Hilary doznał wrażenia, że rozpływa się cała jego postać. Dziwne było — rozkoszne — jakgdyby dziewczyna nagle składała mu w darze wszystko, czego od niej zażądał, bez tego wszystkiego, czego nie pragnął. Stał, patrząc na nią w milczeniu. Lica jej i kark oblały się żywym rumieńcem; zaczerwieniły się też jej powieki, pociemniając barwę oczu, koloru „kwiatu cykorji“. I zaczęła mówić, powtarzając, widocznie wyuczoną na pamięć, lekcję.
— Nie przeszkadzałabym panu. Nie kosztowałabym też dużo. Robiłabym wszystko, coby pan zechciał. Mogłabym się nauczyć pisać na maszynie. Mogłabym też mieszkać osobno, gdyby pan nie chciał, żeby ludzie gadali; jestem przyzwyczajona żyć sama. Och, panie Dallison, mogłabym robić dla pana wszystko. Nie uchyliłabym się od niczego i nie jestem taka, jak inne dziewczęta; wiem dobrze, co mówię.
— Czyżby istotnie?
Mała modelka podniosła dłonie, zakryła niemi twarz i rzekła:
— Gdyby pan tylko zechciał spróbować i przekonać się!
Wszelki popęd zmysłowy opuścił nagle Hilarego; natomiast ścisnęło go coś w gardle.
— Moje dziecko, — rzekł, — jesteś zbyt szlachetna!
Mała modelka instynktownie odgadła, że, przemawiając do jego umysłu, straciła grunt pod nogami. Odsłoniła tedy twarz i zaczęła mówić zadyszanym głosem, przyczem pobladła jak chusta.
— O nie, wcale nie. Ja chcę, żeby mi pan pozwolił pojechać; nie chcę tu zostać. Wiem, że pójdę na złą drogę, jeżeli mnie pan ze sobą nie zabierze... o! pójdę napewno!
— A jeżeli pozwolę, żeby pani pojechała ze mną, — rzekł Hilary, — co wtedy? czem będę dla ciebie, albo ty dla mnie? Wiesz o tem dobrze. Jeden tylko stosunek może nas łączyć. Niema celu udawać, dziecko, że jest między nami coś wspólnego.
Mała modelka zbliżyła się.
— Wiem czem jestem, — rzekła, — i nie chcę być niczem innem. Zrobię wszystko, cokolwiek pan każę i nigdy skarżyć się nie będę. Nie jestem warta nic lepszego.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/248
Ta strona została przepisana.