Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/253

Ta strona została przepisana.

Białe plamy ukazały się nagle w kącikach ust Hughs’a. Przesunął odwróconą dłoń po ustach i rodzina szła dalej gęsiego...
„Westminister“ w wyszarzanej kurtce letniej — bo dzień był ciepły — stał już od pewnego czasu w drzwiach pani Budgen na parterze, przy Hound Street. Wiedząc, że Hughs miał być uwolniony tego dnia wczesnym rankiem, stary kamerdyner, z właściwą mu przezornością i rozwagą, tak rozumował:
„Nie będę mógł uleżyć w łóżku, nie będę miał spokoju, dopóki się nie dowiem, czy ten ordynus nie zechce znów ze mną zacząć. Odwlekanie niema celu. Nie chcę, żeby przychodził dopiero do mojego pokoju i napadał na mnie, starego. Wolę zaczekać na niego w sieni. Kulawa pozwoli mi. Nie będę jej przeszkadzał. Już ona mnie obroni, gdy by on się na mnie rzucił. Ja się jego nie boję.“
Ale, w miarę, jak upływały minuty oczekiwania, stary język jego, jak język psa, który spodziewa się kary, ukazywał się coraz częściej, zwilżając zaciśnięte, bezbarwne usta.
„To są skutki zadawania się z żołnierzami,“ myślał, „i z takim gminnym człowiekiem. Powinienem był się wyprowadzić. Nie zdziwiłbym się, gdyby mnie zapytał gdzie ta młoda dziewczyna; stracił dobre imię i robotę i wszystko przez swoje romanse!“
Przypatrywał się pani Budgen, jej szerokiej twarzy i szarym oczach, w których nie zagasł bynajmniej blask energji życiowej; sprzątała z trudnością pokoje, przyczem dla wypoczynku opierała się o komodę, taką zapełnioną porcelanowemi filiżankami i psami, jak pagórek muchomorami.
— Powiedziałam mojemu Karolowi, — rzekła, — żeby się trzymał zdaleka od Hughs’a. Taki, to wraca kolczasty, jak jeż, i zaczyna kłótnię, jak tylko kogo zobaczy.
„Ach Boże,“ pomyślał Creed, „jaka ona spokojna“.
Ale, dbały o swoją godność, odparł:
— Czekam tutaj, żeby wyjaśnić sytuację. Czy pani sądzi, że on odrazu napadnie na mnie takim wczesnym rankiem?
Kulawa kobieta wzruszyła ramionami.
— Pewnie już zalał potrochu robaka, — rzekł, — przed powrotem do domu. Przeziębiają oni sobie tam zawsze żołądek, nieboracy!
Serce starego kamerdynera zakołatało tak, że je odczuł w krtani. Podniósł drżącą rękę do ust, jakgdyby zbierając siły.