W pasażu nie było nikogo, któryby go widział, gdy minął się w drzwiach z Bianką; z twarzą zmienioną posępnym wyrazem zranionej miłości własnej, wszedł do pokoju małej modelki.
Widok tego wzburzenia na jego obliczu, tak bezpośrednio po walce, jaką stoczyła, pozbawił dziewczynę zupełnie siły panowania nad sobą.
Zamiast podejść do niego usiadła na osznurowanym. kuferku i zaczęła szlochać. Było to łkanie dziecka, które otrzymało naganę w szkole, dziewczęcia, któremu nie przysłano w porę sukni balowej. Zniecierpliwiło tylko Hilarego, którego nerwy zniosły: już wszystko, co zdolne były wytrzymać. Stał drżąc literalnie, jakgdyby każde takie banalne, ciche łkanie padało niby cios na subtelną oponę jego ducha; a każdym nerwem wchłaniał szczegóły zakurzonego, pachnącego duszną pospolitą wonią pokoju — bronzowy blaszany kuferek, rozrzucone łóżko, rdzawe drzwi.
I uświadomił sobie, że dziewczyna spaliła mosty za sobą, chcąc uniemożliwić odwrót wrażliwemu mężczyźnie!
Mała modelka podniosła twarz i spojrzała na niego. To, co ujrzała, musiało być jeszcze mniej uspokajające, niż pierwsze wrażenie, gdyż powstrzymało jej łkanie. Wstała i odwróciła się do okna, usiłując chusteczką i puszkiem do pudru naprawić spustoszenia zrządzone przez łzy; a gdy skończyła, stała w dalszym ciągu zwrócona do niego plecami. Głębokie oddychanie wprawiało jej młodą postać w drżenie od pasa do pawiego piórka przy kapeluszu; i zdawało się, że każdym najlżejszym ruchem oddaje się Hilaremu.
Na ulicy katarynka zaczęła grać tego samego walca, którego grała owego popołudnia, kiedy p. Stone tak ciężko zachorował. Oboje nie zwrócili uwagi na tę melodję, zbyt pochłonięci wzruszeniem; a jednak melodja ta, zwolna wnosiła coś do postaci dziewczyny — niby wiano zapachu, jakie słońce przynosi kielichowi kwiatu. Przywracała Hilaremu rumieniec na policzki i uszy, jak powiew wiatru rozdmuchuje płomień w przygaszonem ognisku.
Nieświadomie, bez słowa, zbliżał się do niej cal po calu; a ona odczuła to, nie widząc, i stała bez ruchu, — tylko łono jej falowało głębokim oddechem, który do wrzenia doprowadzał jej gorącą młodość. W tem milczącem zbliżaniu się tkwiła cała historja życia i tajemnica popędu płciowego. i przysuwał się cal po calu, a ona chwiała się na nogach, przyciągając magnetyczną siłą jego ramiona, żeby
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/262
Ta strona została przepisana.