Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/266

Ta strona została przepisana.

do czasu uderzał w spodnie listem, który trzymał w ręku. Na tonący w cieniu ogród, gdzie zwieszały się ciche, nie poruszane najlżejszym powiewem, gałęzie, spływało jasnym strumieniem światło z otwartego okna p. Stone’a; a w tym strumieniu wirowały komary, znęcone jego ciepłem i blaskiem.
Stefan z rozdrażnieniem patrzył na postać p. Stone’a, którą widział pochyloną i zupełnie nieruchomą przed biurkiem; tak widać przez otwór w drzwiach celi więziennej przestępcę, który stoi, wpatrzony w swoją pracę, bez ruchu, jakby skamieniały w samotności.
„Podupadł strasznie w ostatnich czasach“, myślał Stefan. „Biedny stary! Te jego idee zabijają go. Są i zawsze będą przeciwne naturze ludzkiej“. I znów uderzył listem o spodnie, jakgdyby ten dokument potwierdzał jego myśl. „Nie mogę jednak oprzeć się współczuciu dla tego niezwykłego zwarjowanego starca!“
Wstał, chcąc przyjrzeć się lepiej nieświadomej postaci teścia. Wyglądała, jak pozbawiona życia, jakgdyby p. Stone, idąc za biegiem swoich myśli, zeszedł pod ziemię i w pokoju pozostawił swoje ciało, by czekało na jego powrót. Ta postać przejmowała Stefana dręczącym niepokojem.
„Możnaby dom podpalić“, myślał, „a on nie zauważyłby nawet“.
Postać p. Stone’a poruszyła się; odgłos przeciągłego oddechu wybiegł w cichy ogród. Stefan odwrócił oczy z nagłem uczuciem, że nie należy w ten sposób obserwować starca; poczem wszedł do domu. Stanął w gabinecie brata przed biurkiem i przesuwał bezmyślnie drobiazgi na jego, biurku.
„Ostrzegałem Hilarego, że sobie poparzy palce“, myślał.
Na dźwięk zgrzytającego w zatrzasku klucza wrócił do przedsionka.
Jakkolwiek od początku potępiał w duchu postępowanie Bianki, uważając ją za kobietę trudną w pożyciu i dręczącą, niemniej rozpaczliwy wyraz jej twarzy przejął go do głębi; jakby uświadomił sobie naraz, że jest bezradna, wobec swojej natury. Zmieszało go to i wytrąciło z równowagi, me zgadzało się bowiem z jego trzeźwym poglądem na bieg rzeczy.
— Jesteś widocznie zmęczona, Bi, — rzekł. — Przykro mi, ale uważam, że lepiej wręczyć ci to dzisiaj.
Bianka spojrzała na list.