fachu wrażenie, jakie na nim wywarło to oblicze gipsowe, tak niezmiernie brzydkie, jak gdyby ucieleśniające całe życie ludzkie, wyrażające obżarstwo i rozpustę człowieka, jego gwałty i rabunki, lecz zarazem jego zdolność miłości, rozumu i łagodności.
„Każę on nam“, mówił Hilary, „pić tęgo, zanurzyć się i żyć z syrenami, leżeć na osłonecznionych wyżynach, pocić się wraz kobietami, wiedzieć wszystko i znać wszystkich. Nie zasiądziemy, mówi, pomiędzy Mędrcami, aż przez to wszystko przebrniemy, aż się tam sami wdrapiemy! Oto w jaki sposób on mnie pobudza — nie jest to zbyt zachęcające dla ludzi naszego typu!“
Z głową opartą na ręku siedział Hilary w cieniu tego popiersia. Przed nim leżały trzy otwarte książki i stos kartek rękopisu oraz zesunięty na jedną stronę mały plik ćwiartek szaro-białego papieru, korekty jego ostatniej książki.
Dokładnego stanowiska życiowego, jakie zajmuje dzięki pracy swojej człowiek tego rodzaju, z łatwością określić nie można. Miał on z tego pewien dochód, lecz nie był od niego uzależniony. Jako poeta, krytyk, essay’ista, wyrobił sobie pewne imię — niezbyt rozgłośne imię, lecz dostatecznie poważne. Czy jego wyrafinowana delikatność mogłaby pogodzić się z warunkami życia literackiego bez środków prywatnych, było od czasu do czasu przedmiotem rozmów jego przyjaciół; prawdopodobnie poszłoby to lepiej, niż przypuszczano, gdyż niekiedy wprowadzał w zdumienie tych, którzy go uważali za dyletanta, zdecydowanym sposobem w jaki cofał się do swej skorupy dla dokończenia części swego dzieła.
Chociaż próbował tego ranka skupić swe myśli na swej pracy literackiej, krążyły one dokoła rozmowy jego z siostrzenicą i dyskusji odbytej dnia poprzedniego w gabinecie jego żony nad panią Hughs, szwaczką całe, rodziny. Gdy Cecylja i Tymcjana po obiedzie odeszły, Stefan pozostał przy furtce ogrodowej, aby udzielić ostatniej rady swemu bratu.
„Nie należy się nigdy wtrącać między męża a żonę — wiesz dobrze, jakie one są te niższe sfery!“
I poprzez ciemny ogród spojrzał w stronę domu. Jeden z pokojów na parterze był oświetlony. Przez otwarte okno widać było głowę i ramiona pana Stone’a, przysunięte biizko do małej zielonej lampki, stojącej na stole. Stefan otrząsł głową, szepcząc;
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/29
Ta strona została przepisana.