Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/31

Ta strona została przepisana.

że techniki literackiej, wstał od biurka i wziąwszy ze sobą małego psiaka, wyszedł. Zamierzał odwiedzić panią Hughs na Hound Streed i przekonać się na własne oczy, jak rzeczy stoją. Lecz miał jeszcze inny powód, dia którego chciał tam pójść...

ROZDZIAŁ VI.
Mała modelka.

Gdy ubiegłej jesieni Blanka rozpoczynała swój obraz na temat „Cień“, nikt się tak nie zdziwił, jak Hilary, że poprosiła go o wynalezienie modelki. Nie znając charakteru obrazu, nie będąc też od wielu lat — a może nigdy — dopuszczonym do prac umysłowych swej żony powiedział:
„Dlaczego nie prosisz Tymiany, aby ci pozowała?“
Blanka odpowiedziała: „Nie jest to wcale ten typ — zbyt jest pozytywny. Poza tem nie chcę, aby to był ktoś z towarzystwa; postać ma być do połowy udrapowana“.
Hilary uśmiechnął się.
Blanka wiedziała doskonale, że uśmiechał się wobec tego rozróżniania pań z towarzystwa od innych kobiet i rozumiała, że nietyle się do niej uśmiechał, ile do samego siebie, gdyż z głębi duszy zgadzał się z rozgraniczeniem, jakie zrobiła.
I nagle również się uśmiechnęła.
Całe dzieje ich małżeństwa zawarły się w tych dwóch uśmiechach. Oznaczały one tak wiele: tyle tysięcy godzin ukrytego rozdrażnienia, tyle przezwyciężonych pragnień i poważnych usiłowań pogodzenia ich usposobień. Były one najwyższym, cichym dowodem rozejścia, się ich dróg życiowych — tego powolnego rozchodzenia się, które bynajmniej nie było rozmyślne i tembardziej, było beznadziejne, że przychodziło stopniowo i łagodnie. Nie było nigdy między nimi kłótni, któraby wyjaśniła ich poglądy na małżeństwo; lecz uśmiechali się. Uśmiechali się tak często i przez tyle lat, że na całym świecie nie było dwojga łudzi, którzy byliby bardziej od siebie oddaleni. Ich uśmiechy zatruły nawet dla nich samych odkrycie tragedji ich stanu małżeńskiego. Pewną jest rzeczą, że żadne z nich nic nie mogło poradzić na te uśmiechy, które nie miały zamiaru ranić, lecz wypływały na ich oblicza w sposób tak