pomimo bowiem iż mówiła o aktach i patrzała na nie ze swobodą, gdy przychodziło do malowania ludzi nagich, ogarniał ją jakiś fizyczny wstręt.
Hilary, który był ciekaw, tak zresztą, jak każdy na jego miejscu byłby ciekaw, tego kto u jego nóg zemdlał z głodu, przychodził od czasu do czasu popatrzeć i przyglądał się tej małej, wynędzniałej dziewczynce dobremi, wyrazistemi oczami. Charakterystyką najoczywistszą jego. osobowości było to zdanie, popularne wśród tych, którzy go znali: Hilary obszedłby milę, raczej, niżby zdeptał jakiś owad“. Mała modelka od chwili, gdy wsączył jej likier w zaciśnięte zęby, zdawała się uważać, iż ma do niej pewne prawa, zachowywała bowiem dla niego swoje drobne, pozytywne wyznanie. Czyniła je w ogrodzie, przychodząc lub odchodząc, lub też poza ogrodem, od czasu do czasu w gabinecie, tak, jak dziecko, które wpada i pokazuje skaleczony palec. Mówiła naprzykład ni stąd, ni zowąd: „Proszę pana, odłożyłam w tym tygodniu cztery szylingi“, albo też „Proszę pana, stary pan Creed poszedł dziś do szpitala“.
Twarz jej stawała się mniej bezkrwista, niż była tego pierwszego wieczora, lecz ciągle jeszcze była blada, nabierając niewłaściwych kolorów w chłodne dni, na skroniach występowały drobne, niebieskie żyłki, pod oczami — cienie. Usta miała stale nieco rozchylone, i wyglądała zawsze, jak gdyby wyczekiwała czegoś, co ma się stać, podobna do małej Madonny lub Wenus na obrazie Botticellego. To jej spojrzenie w połączeniu z jej pozytywną mową, nadawało pewien smaczek jej osobowości...
Na Boże Narodzenie pokazano obraz p. Purcey, który skorzystał ze sposobności, aby „się przejechać swym samochodem“ oraz innym znawcom. Blanka poprosiła modelkę, aby była obecną przy tej ceremonji, chcąc w ten sposób znaleźć dla niej pracę. Wsunąwszy się jednak w kąt, dziewczyna stanęła możliwie jak najdalej — poza płótnem. Goście, widząc ją tam i zauważywszy jej podobieństwo do obrazu, patrzyli na nią z ciekawością i odchodzili szepcząc, że przedstawia interesujący typ. Nie odzywali się do niej, gdyż jedni obawiali się, że nie potrafi mówić o rzeczach, o których oni mówić by mogli, lub, że oni nie potrafią mówić o tem, o czem ona potrafi, inni też dlatego, że nie chcieli wyglądać na jej opiekunów. To też nie odezwała się do nikogo. Sprawiło to Hilaremu pewną przykrość. Podchodził do niej i uśmiechał się, próbował robić uwagi
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/34
Ta strona została przepisana.