lub żarty, na które ona odpowiadała: „Tak panie Dallison“, lub „Nie, panie Dallison“, odpowiednio do okoliczności.
Gdy powracał z jednej z tych krótkich rozmówek, pewien krytyk sztuki, stojący przed obrazem, uśmiechnął się i na jego okrągłej, starannie wygolonej zmysłowej twarzy pojawił się jakiś zielonkawy odcień w oczach i na policzkach tak, jak oka tłuszczu na zupie żółwia.
Jedyni ludzie, którzy szczególniejszą na nią zwrócili uwagę, byli to starzy znajomi, p. Purcey i p. Stone. P. Purcey pomyślał, „Raczej przystojna dziewczyna“ i oczy jego ciągle ku niej wędrowały. W tem, że jest ona prawdziwą modelką, było dla niego coś pikantnego i bezprawnie pociągającego.
Sposób, w jaki zwrócib na nią uwagę p. Stone, był wręcz odmienny; Podszedł do niej zwykłym swym cichym i niezgrabnym krokiem, jak gdyby na całym świecie nic więcej nie widział.
„Mieszka pani sama?“ rzekł. „Przyjdę do pani“.
Zrobiona przez krytyka sztuki lub przez p. Purcey‘a, dawną tą zapowiedź miałaby pewne znaczenie; zrobiona przez pana Stone’a, miała znaczenie wprost przeciwne. Powiedziawszy, co miał powiedzenia, autor książki „Powszechne braterstwo“, ukłonił się i odszedł. Gdy zauważono, ze jedynie drzwi widział przed sobą i nic innego, wszyscy się przed nim rozstąpili. Dały się słyszeć uwagi, które zazwyczaj robiono za jego plecami. „Nadzwyczajny starzec!“ Wie pan, że on cały okrągły rok kąpie się w Serpentynie?“ I sam sobie gotuje, sam podobno sprząta swój pokój, a przez resztę czasu pisze książkę!“ „Pyszny typ!“
Krytyk sztuk, który się uśmiechnął, był, tak, jak i wszyscy ludzie — bardziej godzien pożałowania, niż nagany. Irlandczyk istotnie zdolny, wstąpił w życie z wysokiemi ideałami w duszy i z wiarą, że będzie mógł zgodnie z niemi postępować. Miał nadzieję, iż uda mu się służyć sztuce, służyć jej bezinteresownie; gdy jednak pewnego dnia pozwolił swemu temperamentowi zanurzyć się w orgii osobistych odwetów, nie wiedział już kiedy mu się zerwie