Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/45

Ta strona została przepisana.

Kilka fotografji zdobiło ściany i dwie więdnące paprocie stały na framudze okna. Pokój był zresztą jakoś rozpaczliwie czysty; w wielkim kredensie, nieco otwartym pochowane było to wszystko, co nie powinno widzieć światła dziennego, Okno królestwa dziecięcego było starannie zamknięte; panującym tu zapachem był zapach muru, prania i wędzonych śledzi oraz — innych rzeczy.
Hilary patrzał na niemowlę, a niemowlę patrzało na niego. Oczy, tej drobnej kruszynki szarej ludzkości zdawały się mówić:
„Zdaje się, że ty nie jesteś moją matką“.
Wszedł i dotknął jego policzka. Niemowlę mrugnęło czerwonemi oczami.
„Nie“, zdawało się znów mówić, „nie jesteś moją matką“.
Coś cisnęło Hilarego za gardło; odwrócił się i zeszedł na dół.
Zatrzymawszy się przed drzwiami małej modelki, zastukał, a nie otrzymując odpowiedzi, przekręcił klamkę. Mały kwadratowy pokoik był pusty: był on dosyć czysty i dobrze utrzymany, obicie miał ciemno różowe, stosunkowo dosyć świeże. Przez otwarte okno widać było gruszę, obsypaną kwiatem. Hilary zamknął starannie drzwi, wstydząc się tego, że otwierał.
Na półpiętrze, patrząc na niego czarnemi oczami, podobnemi do oczów dziecka, stał człowiek średniego wzrostu i, silnej budowy, którego krótka twarz z szerokiemi kośćmi policzkowemi, z krótko przystrzyżonemi, czarnemi włosami, prostym nosem i małemi czarnemi wąsami, mocno była opalona. Miał na sobie zwykłe umundurowanie zamiataczy ulic — luźną, granatową bluzę i spodnie, wsunięte w buty, dochodzące do połowy łydek, w ręku trzymał czapkę.
Po kilku sekundach wzajemnego się sobie przyglądania, Hilary rzekł:
„P. Hughs, jak się zdąje“.
„Tak“.
„Byłem na górze, aby się zobaczyć z pańską żoną“.
„Tak?“
„Przypuszczam, że mnie pan zna?“
„Tak jest, znam pana“.
„Niestety, jedynie dziecko pańskie jest w domu“.

.Hughs poruszył czapką w stronę pokoju małej modelki. „Myślałem, że pan przyszedł, aby ją zobaczyć“, rzekł. Czarne jego oczy gorzały; w wyrazie; jego twarzy było coś więcej, niż klasowa niechęć.