Stary kiper odpowiedział z uporem: „Na takich niema innego sposobu — zamknąć, aż się poprawią!“
Hilary chciał coś odpowiedzieć, lecz zauważył, że jest sam. Przy brzegu chodnika, w odległości kilku jardów, Creed, z twarzą wzniesioną ku górze, obejmował z całej siły drugie wydanie Westminster Gazette, jakie mu rzucono z wysokości wozu.
„Ślicznie“, pomyślał Hilary, idąc dalej, „ty przynajmniej wiesz, co myślisz!“
I biegnąc przy nim, z pyszczkiem wysuniętym naprzód, mała jego buldożka wznosiła oczy, jak gdyby mówiła: „Najwyższy był czas, abyśmy opuścili tego człowieka czynu!
Siedząc w swym pokoju, przy starem, dębowem biurku, pani Stefanowa Dallison, starała się skupić swe rozproszone myśli. Krążyły one dokoła, zapisanych ćwiartek papieru; zaczynających się od słów „Droga Cecyljo“, albo „Prośby pani Tallents Smallpeace“, lub też dokoła kartek z nagłówkami, noszącemi nazwy teatrów, galerji lub sal koncertowych; wreszcie dokoła papieru w mniej dobrym gatunku, na którym na początku były słowa: Kochana przyjaciółko... i kończącego się prostem, dobrze znanem nazwiskiem „Wessex“, tak, że nie można było robić żadnych przypuszczeń, co do treści, zawartej między nagłówkiem i podpisem. Miała również przed sobę ćwiatki swego własnego papieru listowego, z nagłówkiem „76, The Old Iquare, Kensington“, oraz dwa małe notesy. Jeden z nich był oprawiony w marmurkowy papier i nosił napis: „Proszę tego notesu nie ruszać“; poprzez drugi, oprawny w skórę jakiegoś zmarłego zwierzątka, wyryty był samotny wyraz „Zobowiązania“.
„Cecylja miała na sobie zieloną, jedwabną bluzkę z rękawami, które przykrywały jej szczupłe ręce, gdyby ich nie przytrzymywały w kostce srebrne guziki, zrobione na kształt małych różyczek; czoło miała zmarszczone, jak gdyby się dziwiła, że myśli jej się rozproszyły. Siedziała tak co rano, starając się pochwycić te myśli i układając je