„Współczuję,“ zdawany się mówić, „współczuję pani; lecz proszę to dobrze zrozumieć, nie może pani oczekiwać współczucia, jeżeli pani sprawy kompromitują członków mojej rodziny“. Przedewszystkiem zaś myślała teraz o uwolnieniu się od towarzystwa tej kobiety, która się zdradziła, pokazując, co się kryje pod jej niemą, upartą cierpliwością. Nie była to nieczułość, lecz prosty wynik zmieszania. Serce jej było podobne do ptaka, miotającego się w klatce ze złoconego drutu, na widok kota, stojącego w oddali. Nie zatraciła jednak poczucia praktyczności i zapytała spokojnie: „Mówiła pani, że mąż został raniony w południowej Afryce. Wygląda, jakgdyby nie był zupełnie... Możeby pani wezwała lekarza!
Odpowiedź krawcowej, powolna i pozytywna, gorsza była od jej wzruszenia.
„Nie, pszę pani, on nie jest wariatem“.
Podszedłszy do kominka — do którego tak długo szukała tych szafirowych kafli — Cecylja stanęła pod reprodukcją „Wiosny“ Botticellego i patrzała podejrzliwie na panią Hughs. Mała angorka, której przerwali sen, wśród fałd sukni jej pani, spojrzała na nią, jak gdyby mówiła: „Spójrz na mnie, jestem godna uwagi; jestem, jakby z jednej sztuki z tobą i ze wszystkiem, co nas otacza, jesteśmy obie wytworne i raczej wysmukłe; obie lubimy ciepło i małe kociątka, nie znosimy obie, gdy dotykają naszej skóry. Długo się namyślałaś, zanim mnie kupiłaś, gdyż chciałaś, abym była doskonałą. Widzisz tę kobietę?! Siedziałam na jej kolanach dziś rano, podczas, gdy obrębiała twoje firanki. Nie powinna się tu znajdować, nie jest taką, jaką się być wydaję: umie gryźć i drapać, wiem o tem; kolana jej są chude: woda kapie z jej oczów. Zmoczyła mi całe plecy. Bądź ostrożna, gdy? może ona i twoje plecy zmoczyć!“
Wszystko, co, w Cecylji podobne było do małej angorki — zamiłowanie do ładnych rzeczy, przywiązanie do jej własnego domostwa z jego artystyczną linją, miłość do męża i do Tymjany, własnego jej kociątka, lęk przed przykrościami — wszystko kazało jej wyrzucić z pokoju te kobietę; o wyblakłej postaci, lecz z oczami, które przy całej swe] cierpliwości, miały w sobie coś z dragona, tę kobietę, która wnosiła ze sobą atmosferę nikczemnego bólu, brudnych pogróżek i zgorszenia. Tembardziej chciała ją usunąć, iż cała jej jakaś bezbronna postawa dowodziła, że ona również lubiłaby wygodne życie. Aby się zatrzymać nad tego ro-
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/53
Ta strona została przepisana.