Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/67

Ta strona została przepisana.

Cecylja ujrzała przed sobą pana Purcey’a, który sposobił się do wysiadania ze swego Damyer’a A. I, wznosząc się i opadając zlekka w takt chwiejnego ruchu samochodu.
Pod wpływem uczucia, że opuściła dom, nawiedzony chorobą lub nieszczęściem, Cecylja szepnęła:
— Zdaje mi się, że nie.
— Nie mam szczęścia! — rzekł pan Purcey a twarz jego posmutniała, o ile taka czerwona, czerstwa twarz może posmutnieć. — Myślałem, że będę mógł zabrać ich na przejażdżkę, moja maszyna potrzebuje ruchu. — Pan Purcey położył dłoń na boku drgającego samochodu. — Czy pani zna te Damyery A. I., pani Dallison? Najlepsza marka, jaka istnieje, kapitalne samochodziki. Radbym, żeby pani spróbowała...
Damyer A. I., roznoszący woń najlepszej benzyny, podskakiwał i dygotał, niby świadomy pochwał swego pana. Cecylja przypatrywała się maszynie.
— Istotnie, bardzo ładny samochód, — rzekła.
— Proszę, bardzo proszę, — nalegał pan Purcey. Niech się pani trochę przejedzie ze mną... niech mi pani zrobi tę przyjemność. Jestem pewien, że pani nie będzie żałowała.
Nieco zaciekawienia, nagły bunt przeciw wszystkim przykrościom i szpetnym wątpliwościom, jakie jej dokuczałyy, sprawiły, że Cecylja spojrzała życzliwie na postać pana Purcey’a; i stało się, że, zanim zdała sobie z tego sprawę, siedziała w Damyerze A. I. Zadrżał, wydał dwa przytłumione dźwięki, puścił falę woni i sunął naprzód. Pan Purcey rzekł:
— To naprawdę bardzo poczciwie z pani strony!
Listonosz, pies i czeladnik piekarski pędzili co tchu a Cecylji zdawało się, że stoją w miejscu; wiatr smagał jej lica. Zaśmiała się zcicha.
— Proszę, niech mnie pan odwiezie prosto do domu.
Pan Purcey trącił szofera w łokieć.
— Dokoła parku, — rzekł. — Przyśpieszcie biegu.
Damyer wydał ostry, krótki krzyk. Cecylia, rozparta na poduszkach w jednym rogu, spojrzała z pod oka na towarzysza, który również rozsiadł się wygodnie w drugim; wesoły, zdziwiony uśmiech igrał na jej ustach i zdawało się że mówi:
„Co ja też robię? Jak on mnie wciągnął tutaj... Nie-