Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/73

Ta strona została przepisana.

z tych ludzi miał kij, do którego przywiązany był jakiś brudny węzełek. Spali. Dalej na ławce siedziały dwie bezzębne stare baby, których oczy biegały na wszystkie strony, obok zaś chrapała kobieta o twarzy czerwonej, jak ogień.
Pod następnem drzewem zasiadł młodzieniec ze swoją dziewczyną — blade dzieci wielkiego miasta, z obwisłem! ustami, zapadłymi policzkami, i płonącemi gorączkowym blaskiem, oczyma. Trzymali się w objęciach, tulili się do siebie, milczeli. Nieco dalej dwaj młodzi mężczyźni w bluzach robotniczych, patrzyli na siebie śmiertelnie znużonym wzrokiem. I oni milczeli.
Na ostatniej ławce ujrzał Hilary małą modelkę — siedziała sama w niedbałej postawie.

ROZDZIAŁ X.
Wyprawa.

Pierwszy to raz spotkali się po za domem, co widocznie wprawiło oboje w zakłopotanie. Młoda dziewczyna zarumieniła się i zerwała się z miejsca, Hilary, który zdjął kapelusz i zmarszczył czoło, usiadł.
— Proszę nie wstawać, — rzekł; — chcę z panią pomówić.
Mała modelka posłusznie wróciła na miejsce. Nastąpiło milczenie. Miała na sobie starą bronzową spódniczkę i włóczkowy kaftanik oraz starą, niebiesko-zielonawą wełnianą czapkę; dokoła jej oczu widniały cienie zmęczenia.
Nareszcie Hilary spytał:
— Jakże się pani powodzi?
Mała modelka spuściła wzrok na swoje nogi.
— Nieźle, dziękuję panu, panie Dallison.
— Byłem u pani wczoraj.
Rzuciła na niego spojrzenie, które mogło nie znaczyć nic albo bardzo wiele.
— Pozowałam właśnie pannie Boyle.
— A więc pani ma znów zajęcie?
— Już się skończyło.\
— W takim razie zarabia pani tylko te dwa szylingi dziennie od pana Stone’a?
Skinęła głową.