gdy będzie miała na sobie nową bieliznę. Obładowana była jedną paczką dużą i dwiema małemi, a w oczach jej malował się wyraz uroczysty.
Gdy wyszli z magazynu podniosła wzrok na Hilarego.
— No i cóż, mała, szczęśliwa jesteś teraz? — spytał Hilary.
Z pod krótkich czarnych rzęs patrzało na niego dwoje rozskrzanych, wilgotnych oczu; rozchylone usta zaczęły drżeć.
— A więc, dobranoc, — rzekł znienacka i odszedł.
Ale, odwróciwszy się, ujrzał dziewczynę stojącą jeszcze w miejscu — nawpół ukryta za paczkami, śledziła go wzrokiem. Uchylił kapelusza i skręcił na High Street, w stronę domu...
Starzec, znany w niskiej klasie ludzi, śród której musiał teraz żyć, jako „Westminister“, palił starą fajkę glinianą, usiłując zapomnieć o swoich nogach. Spostrzegł nadchodzącego Hilarego i podał mu szybko egzemplarz ostatniego wydania.
— Dobry wieczór, wielmożnemu panu! Dzień niczego sobie, jak na tę porę roku! Tak, tak! Westminster!
Śledził wzrokiem odchodzącego Hilarego, myśląc:
„Ojoj! Dał mi pół korony. A jak on dobrze wygląda... lubię patrzeć niego... zupełnie młody! Ojoj!“
Słońce — przysłonięta oparami płonąca kula, która w biegu swoim widniaia już tyle ostatnich wydań Westminster Gazette, ukrywała się coraz głębiej za Shepherd’s Bush, gdzie zamierzała spędzić noc. Stary kamerdyner mrugał powiekami, zwróciwszy się do blasku płóciennego, by sprawdzić, czy moneta jest istotnie półkoronówką czy też złudzeniem tylko.
A wszystkie wieże i dachy domów, i przestrzenie ponad nimi i poniżej iskrzyły się i płonęły, a maleńcy ludzie i drobne koniki wyglądali jak osypani złotym pyłem.
Obciążona trzema paczkami, mała modelka podążyła na Hound Street. Przededrzwiami № 1 syn kulawej kobiety, wątły wyrostek o bladej, chorowitej twarzy,