Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/8

Ta strona została przepisana.

lison podała dwa pensy za gazetę, ale wzrok jej skierowany był na kobietę.
— U, pani Hughs, — rzekła, — czekaliśmy na panią, trzeba przecież obrębić firanki.
Kobieta zlekka przycisnęła niemowlę do piersi.
— Przepraszam panią bardzo, wiem, że pani czekała, ale miałam tyle zmartwienia.
— Doprawdy? — spytała Cecylja ze współczuciem.
— Tak, proszę pani; z mężem.
— Ach, Boże! — szepnęła Cecylja. — Ale dlaczego pani do nas nie przyszła?
— Nie mogłam, proszę pani; nie mogłam, naprawdę...
Łza potoczyła się po jej policzku i zatrzymała się w zmarszczce przy ustach.
Pani Dallison rzekła z pospiechem.
— Tak, tak; bardzo mi przykro.
— Ten stary pan, pan Creed, mieszka w jednym domu z nami i pomówi z moim mężem.
Starzec kołysał głową na długiej cienkiej szyi.
— Ten człowiek powinienby się wstydzić postępować w taki nieprzyzwoity sposób, — rzekł.
Cecylja spojrzała nań i szepnęła:
— Spodziewam się, że nie zrobi za to jakiej krzywdy panu.
Starzec zaszurgał nogami.
— Ja lubię żyć w zgodzie z każdym. Ale jeśli on ze mną zacznie, wezwę policję!... Może Westminster, proszę pana? — ochraniając dłonią usta od strony pani Dallison, dodał głośnym szeptem: — Wykonanie wyroku na mordercy z Shoreditch!
Cecylja naraz miała wrażenie, że świat przysłuchuje się jej rozmowie z tymi ubogo odzianymi ludźmi.
— Nie wiem, doprawdy, jak mogłabym pani dopomódz. Pomówię z panem Dallisonem i z panem Hilarym.
— Ach, tak; dziękuję pani.
Z uśmiechem, który, jakby zaprzeczał swemu ukazaniu się, Cecylja ujęła w dłoń spódnice i przeszła przez jezdnię. „Sądzę, że nie byłam nieuprzejma“, pomyślała, spoglądając na trzy postacie na krawędzi chodnika — na starca z gazetami i sinym nosem, zadartym w górę pod okularami w żelaznej oprawie; na szwaczkę w czarnej sukni; na wynędzniałego chłopca. Nie mówiąc, nie poruszając się, patrzyli przed siebie na ruch uliczny; i w duszy Cecylji pod-