co rano, w porze otrzymywania dzienników! listów; siedział i kontrolował, czy sława jego wzrasta.
Hilary pozostał w klubie do pół do dziesiątej; poczem, nie chcąc brać udziału w rozpoczynającej się właśnie dyskusji, wziął własny parasol i skierował się ku domowi.
Była to chwila spokoju na Piccadilly; fala ludzka odpłynęła do teatrów i nie zaczęła jeszcze przypływać z powrotem. Ciche drzewa wyciągały liściaste gałęzie daleko wzdłuż wybrzeża tęgo szerokiego potoku życiowego;; odpoczywały, miały chwilę wytchnienia, uwolnione od śledzenia tragikomedji odgrywanych pod niemi, na powierzchni potoku, przez ludzi, ich nikłych towarzyszów. Ciche westchnienia, ulatujące z pierzastych zarośli, wydawały się wyrazami najpobłażliwszej mądrości. Nieopodal ich pni rozpościerał się ciemny aksamit, w którym tonęły pojedyńcze postaci, niby dzikie ptaki, znikające w przestrzeni albo dusze ludzkie, wracające do łona Matki.
Hilary szedł, nie słysząc szeptów mądrości, nie widząc aksamitnego mroku, pogrążony w zadumie. Sam fakt sprawienia komuś przyjemności, wystarczył do wywołania przyjemnego uczucia w człowieku takim dobrym z natury. Ale w umysłach, posiadających samokrytycyzm i chwiejnych, uczucie takie nie trwa długo. To też i w duszy Hilarego zagościła niebawem pustka i rozczarowanie, jakgdyby wystawił sobie bez powodu chlubne świadectwo.
Po drodze był Hilary celem strzał wysyłanych z oczu licznych kobiet, które mijały go szybko, niby łodzie, gnane prądem. Osobliwa nieśmiałość jego oblicza nęciła te kobiety, przywykłe do innych twarzy. A jakkolwiek zaledwie rzucał na nie przelotne spojrzenie, niemniej budziły w nim wzamian współczującą, bierną ciekawość, jaką ludzie, prowadzący występne życie, wywołują w refleksyjnych umysłach.
Jedna z tych kobiet zbliżyła się do niego, wyszedłszy z bocznej ulicy. Jakkolwiek wyższa i tęższa, z uróżowaną twarzą, ufryzowanymi włosami, w kapeluszu z piórem, niemniej była jakby odbiciem małej modelki — ten sam kształt twarzy, szerokie kości policzkowe, usta zlekka rozchylone; te same błękitne oczy i krótkie czarne rzęsy, tylko wszystko pospolitsze i bardziej uwydatnione, tak jak sztuczność banalizuje i uwydatnia linje życia. Spoglądając zuchwale w zdumioną twarz Hilarego, roześmiała się. Hilary drgnął i podążył śpiesznie dalej.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/83
Ta strona została przepisana.