Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Przyszedł do domu o pół do jedenastej. Lampa paliła się w pokoju pana Stone’a a okno jego było, jak zwykle otwarte; niezwykłe wszakże było to, że w sypialni Hilarego również paliło się światło. Wszedł po cichu na górę. Przez uchylone drzwi ujrzał, ku swemu zdumieniu, postać żony. Siedziała w fotelu, łokcie oparła na poręczach a dłonie ścisnęła czubkami palców. Na jej twarzy, o żywych kolorach, ostrym profilu, okolonej ciemnymi włosami, snuły się cienie; głowę miała pochyloną, jakgdyby do kogoś, który był obok niej; szyja jej jaśniała bielą. Nieruchoma, tonąca w cieniu, podobna była do kobiety, która siedzi obok własnego życia, rozważa je, krytykuje, śledzi jego bieg, lecz nie bierze w niem udziału. Hilary nie wiedział, czy ma wejść, czy wymknąć się temu osobliwemu gościowi.
— Ach! to ty, — rzekła.
Hilary zbliżył się. Pomimo, że sama wyszydza własne wdzięki, ta żona jego posiada jednak niezwykły urok... Po latach dziewiętnastu, w ciągu których miał czas poznać każdą linję jej twarzy i postaci, każdą tajemnicę jej natury, wymyka mu się jeszcze ciągle; a ta jej nieuchwytność, która początkowo pociągała go takim czarem, zdenerwowała go w końcu i zgasiła płomień, jaki roznieciła.
Tylokrotnie usiłował zajrzeć w głąb jej duszy i nigdy nie zdołał. Dlaczego ma taką naturę? Dlaczego drwi zawsze z siebie, z niego i ze wszystkiego? Dlaczego jest taka bezlitośnie surowa względem własnego życia, taka wroga własnemu szczęściu? Leonardo da Vinci mógł był ją odmalować, mniej zmysłową i okrutną, niż jego kobiety, niespokojniejszą i nie taką harmonijną ale fizycznie i duchowo czarującą a niweczącą ten swój czar, nie chcąc się poddać duszy swojej ani też zmysłom.
— Nie wiem właściwie dlaczego tu weszłam, — rzekła.
— Przepraszam cię, że nie wróciłem na obiad.
Hilary nie znalazł lepszej odpowiedzi.
— Czy wiatr zmienił kierunek? Zimno u mnie w pokoju.
— Tak, dmie teraz z północnego wschodu. Zostań tutaj.
Dłoń jej dotknęła jego ręki; ten ciepły, niespokojny uścisk był podniecający.
— Dobry jesteś, że mi to mówisz; ale lepiej nie zaczynajmy tego, w czem nie zdołamy wytrwać.
— Zostań tutaj — powtórzył Hilary, klękając nagle obok fotelu.