gdowem łonie fali, skazane były na wieczne wnoszenie się i opadanie, jeden ponad drugim, na tem samem miejscu. Przyczyna tkwiła, w krótkich słowach w tem, że: „Człowiek, który dmuchał, powinien był być na morzu, a nie na statku.“
Brzęczenie ustało. Hilary zauważył, że p. Stone wpatrywał się bacznie w arkusz papieru, jakgdyby udatne zredagowanie ostatniego zdania było dlań niespodzianką.
Brzęczenie niezwłocznie rozpoczęło się na nowo:
— „Zarówno w wysiłkach społecznych jak i w wydarzeniach fizycznych w Przyrodzie istniał, zdawien dawna, jeden jedyny czynnik zapładniający — owa tajemnicza i przedziwna moc przyciągająca, znana jako Miłość. Z niej, z tego zespolenia się z jednej istoty z drugą — wynika cała stopniowa zmiana formy istnienia, znanej przez człowieka pod nazwą Życia. Tego bodźca, tej tajemniczej, instynktownej Miłości, brakło właśnie tym, którzy usiłowali kierować ową flotą. Mieli rozum, sumienie, pełni byli niecierpliwości, pogardy, buntu, ale nie kochali swoich bliźnich. Nie mogli sasami rzucić się w falę. Serca ich płonęły; ale wiatr, który żar w nich wzniecał, nie był, zaprawionym solą morską, wszechświatowym zefirem: był to pustynny wicher wzgardy. Podobnie jak na kwiat aleosu — tak długo oczekiwany, ataki osobliwy i przelotny, gdy wreszcie raz się rozwinie — człowiek musiał jeszcze czekać na porywający pęd do Powszechnego Braterstwa, do zapomnienia swego Ja.“
P. Stone skończył i stał wpatrzony w swego gościa oczyma, których wzrok wybiegał daleko. Hilary nie miał odwagi spotkać się z tym wzrokiem i utkwił własny w pustej filiżance. Ci, którym p. Stone czytał swój rękopis, nie mieli nigdy zwyczaju, słuchając, patrzyć starcowi prosto w twarz. Stał tak długo, pogrążony we własnych myślach, że Hilary w końcu podniósł się i zajrzał do rondelka. Był pusty. P. Stone ugotował kakao tylko tyle, że starczyło na jedną osobę. Zamierzał poczęstować i gościa ale zapomnienie przeszkodziło temu.
— Czy pan wie, co się staje z aleosem, gdy przekwitnie? — spytał Hilary, drwiącym zlekka tonem.
P. Stone poruszył się ale nie odpowiedział.
— Umiera, — dodał Hilary.
— Nie, — odparł p. Stone; — spoczywa w spokoju.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/88
Ta strona została przepisana.