Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/89

Ta strona została przepisana.

— A kiedyż to „Ja“ zaznaje spokoju? Jednostka jest równie nieśmiertelna jak wszechświat. Wszak to jest właśnie odwieczna komedja życia.
— Co takiego? — spytał p. Stone.
— Walka między nimi.
P. Stone stał przez chwilę, patrząc badawczo na zięcia, poczem położył arkusz rękopisu.
— Czas teraz na moje ćwiczenia, — rzekł i przy tych słowach rozwiązał sznury szlafroka, którymi był przepasany.
Hilary pośpieszył ku drzwiom, tu przystanął i obejrzał się.
P. Stone, bez szlafroka, zwrócony w stronę okna, podnosi? się się już na czubkach palców, wyciągał ręce, dłonie miał złożone, jak do modlitwy, spodnie zesuwały mu się powoli.
— Raz, dwa, trzy, cztery, pięć! — i nagle zabrakło mu tchu;
W korytarzu na piętrze, zalanym blaskiem księżycowym, wpadającym przez narożne okno, Hilary przystanął, nasłuchując ponownie. Jedynym dźwiękiem, jaki go dobiegał, było lekkie chrapanie Mirandy, która spała w pokoju kąpielowym, nie chcąc spoczywać w niczyim pobliżu. Hilary udał się do swojej sypialni i przez długi czas siedział, pogrążony w zadumie; poczem, otworzywszy boczne okno, wychylił się. Poświata księżycowa opuściła się na drzewa sąsiedniego ogrodu i na skośne dachy stajen i oficyn, niby rój mleczno białych gołębi, które, z rozpostartemi skrzydłami, drgając zlekka, jakgdyby jeszcze w ruchu, pokrywały wszystko. Nic się nie poruszało. Zegar jakiś wybił drugą. Po za tym rojem mlecznie białych gołębi, wznosiły się czarne mury, jeszcze pogrążone w zupełnym mroku.
Nagle zdało się Hilaremu, że, śród tej ciszy, odzywa się odgłos przejmującego, cichego oddechu jakiegoś potwora, albo odległego, przytłumionego warczenia bębnów. Zdawało się, że wybiega z każdej strony, mrocznego, śpiącego miasta i dąży ku chłodnemu blaskowi księżyca. Odgłos przycichał i wzmagał się, znużonym, ciężkim rytmem, niby jęk zrozpaczonych i głodnych. Dorożka zaturkotała na High Street; Hilary słuchał z natężeniem niknącego stopniowo tententu kopyt. Skonał; zaległa cisza. Hilary usłyszał znów bicie owego potężnego serca — przypełzło bliżej, kołatało coraz silniej, ze szmerem, który wzmagał się i potęgował. Serce Hilarego zakołatało również szybszem tętnem. Poczem, rozróżnił śród tego posępnego głuchego ję-