takie pełne uciech i radości, że nie mogła przy niczem trwać zbyt długo.
„Byłam wczoraj u dziadka, słuchałam jak dyktował małej modelce. Ten mój dziadek, to dla mnie cudowny człowiek. Marcin twierdzi, że idealista jest gorszy niż człowiek bezużyteczny; ludzie, mówi, nie mogą marnować czasu na marzenia i fantazje. Idee dziadka nazywa przedpotowemi. Nie cierpię jak dziadka wyśmiewają. Marcin jest taki zabójczo pewny siebie. Zdaje się, że znajdzie niewielu ludzi osiemdziesięcioletnich, którzy przez cały okrągły rok kąpią się w rzece, sprzątają sami swój pokój, gotują sobie jedzenie i utrzymują się z dziewięćdziesięciu funtów rocznie, a resztę pensji, wynoszącej trzysta funtów, rozdają. Marcin mówi, że takie postępowanie jest szkodliwe, a „Książkę Powszechnego Braterstwa“ nazywa stekiem głupstw. Wszystko mi jedno, choćby tak było; w każdym razie piękna jest ta ciągła praca nad nią, to całodzienne pisanie dziadka. Marcin to przyznaje. Najprzykszejsze w Marcinie jest to, że on taki chłodny; nie można go wcale przeniknąć; wydaje się zawsze, że cię krytykuje; niekiedy bywam zupełnie stropiona i nie wiem, co począć...
„Ta maja modelka to beznadziejny głuptas. Jabym zrobiła to wszystko o połowę prędzej. Przerywała co chwila i patrzyła przed siebie z ustami nawpół otwartemi, jakgdyby miała jeszcze cały dzień przed sobą. Dziadek jest taki zajęty, że wcale tego nie zauważył; lubi odczytywać raz wraz to, co napisze, bo chce słyszeć jak to brzmi w słowach. Ta dziewczyna nie byłaby zdolna, zdaje mi się, do jakiejkolwiek pracy, prócz „do pozowania“. Ciocia B. mówiła zawsze, że pozuje dobrze. Jest w jej twarzy coś szczególnego; przypomina mi trochę Madonnę Botticellego w Galerji Narodowej — tę en face, nietyle w rysach, ile w wyrazie — jest prawie głupi, a chwilami znów taki, jakgdyby mogły jej się zdarzyć różne rzeczy. Ręce i ramiona ma ładne, a nogi mniejsze od moich. Jest starsza odemnie o dwa lata. Spytałam się jej, dlaczego została modelką, to przecież taki ohydny zawód. Powiedziała, że była rada, iż mogła chociaż cośkolwiek zarobić! Spytałam się jej dla — czego nie idzie do służby albo nie przyjmie miejsca w sklepie. Nie odpowiedziała odrazu, tylko dopiero po chwili powiedziała, że niema żadnych rekomendacji — że nie wie jak się do tego zabrać; poczem nagle spochmurniała i powiedziała, że ma ochoty...“
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/91
Ta strona została przepisana.