Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/92

Ta strona została przepisana.

Tymjana przerwała i naszkicowała ołówkiem profil małej modelki...
„Miała na sobie naprawdę ładną sukienkę, zupełnie skromną i dobrze zrobioną — kosztowała napewno trzy albo cztery funty. Widocznie nie jest znów w takiej nędzy, albo ktoś jej tę suknię darował“.
Tymjana przerwała ponownie.
„Wyglądała daleko ładniej niż w tej starej, bronzowej spódnicy, zdawało mi się... Stryj Hilary był u nas wczoraj na obiedzie. Mówiliśmy o sprawach społecznych; rozprawiamy zawsze o takich kwestjach jak do nas przyjdzie. Strasznie lubię stryja Hilarego, ma takie dobre oczy i taki jest łagodny, że nie można nigdy rozgniewać się na niego. Marcin nazywa go słabym i nieudolnym, dlatego, że stryj nie styka się z życiem rzeczywistem. Mnie się zdaje, ze on nie mógłby zmusić nikogo do jakiejkolwiek pracy; myślę, że widzi dwie strony każdej sprawy i nie umie się na nic zdecydować. Jest może taki, jakim mógł być Hamlet, tylko,, że dzisiaj nikt nie wie, jakim Hamlet był istotnie.
„Powiedziałam mu, co myślę o niższej klasie. Z nim można rozmawiać o wszystkiem. Nie cierpię tych głupich żartów ojca, jakgdyby nie należało nic brać na serjo. Powiedziałam, że, mojem zdaniem, niema sensu brać rzeczy powierzchownie; powinniśmy zbadać wszystko, do gruntu. Powiedziałam, że pieniądze i różnice klasowe to dwa przestarzałe pojęcia, których musimy się pozbyć. Marcin mówi, że, gdy trzeba zająć się poważnie sprawami społecznemi i ubogimi, okazuje się zawsze, że wszyscy nasi znajomi są dyletantami. Powiada, że powinniśmy otrząsnąć się ze wszystkich starych sentymentalnych poglądów i kierować się w naszej pracy i naszych wysiłkach tylko względami zdrowia. Ojciec nazywa Marcina „sanitystą“, a stryj Hilary mówi, że, gdyby chciano myć lud, na mocy przepisów prawa, wszyscy byliby znów równie brudni nazajutrz...“
Tymjana ponownie przestała pisać. Pośród drzew na skwerze rozległ się przeciągły, cichy, chychocący świergot kosa. Pobiegła do okna i wyjrzała. Ptak siedział na platanie, wyciągnął szyjkę, a z żółtego dziobka wybiegało przedziwne wypowiadanie się jego „ja“. Zdawało się, że śpiewa hymn pochwalny na cześć wszystkiego — nieba, słońca, drzew, pokrytej rosą trawy, samego siebie!
„Ty cudna ptaszyno!“ pomyślała Tymjana i wstrząsnął nią dreszcz rozkoszy.