Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/152

Ta strona została przepisana.

W Jome aż się coś przewracało; nie mógł scierpieć tego krętactwa co do uczuć tak naturalnych, tak przemożnych, tak błogich!...
W piątek, około jedenastej wieczorem, spakowawszy kuferek, wychylał się z okna — napoły skwaszony, a napoły rozmarzony myślą w stacji w Paddington — gdy naraz posłyszał cichuśki głos, jakgdyby ktoś stukał paznokciem w jego drzwi. Ruszył w tę stronę i jął nadsłuchiwać. Tak, to ktoś stukał paznokciem. Otworzył. Ach, jakże urocze zjawisko weszło do jego pokoju!
— Chciałam pokazać ci moją ulubioną suknię — ozwała się ta zjawa i upozowała się koło jego łóżka.
Jon, nabrawszy tchu pełną piersią, oparł się o drzwi. Zjawa miała na głowie biały zawój muślinowy, nagą jej szyję otaczał szaliczek koronkowy, opadając na suknię koloru wina, poniżej smukłej kibici wypuszczoną w bufiaste fałdy. Jedną ręką podpierała się wbok, drugie zaś ramię, przegięte w łokciu, uniosła wzwyż, podtrzymując wachlarz dotykający jej głowy.
— Powinienby to być kosz winogron — szepnęła ale „takowego“ dostać tu nie mogłam. Ta moja suknia zrobiona na wzór obrazu Goyi, a ta poza wzięta z tegoż obrazu. Czy ci się podoba?
— Ależ to sen!...
Zjawa okręciła się na pięcie.
— Dotknij i przypatrz się.
Jon przykląkł i z szacunkiem dotknął rąbka sukni.
— Kolor winogron — doszedł go szept same winogrona... La Vendimia... winobranie...
Jon ledwie że śmiejąc wodzić palcami dokoła jej kibici, podnosił w górę pełne uwielbienia oczy.
— Ach, Jonie! — szepnęła zjawa, schyliła się, pocałowała go w czoło, znów obróciła się na pięcie i wymknęła się z pokoju.
Jon pozostał na klęczkach, a głowa opadła mu na