Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/22

Ta strona została przepisana.

wiony sam sobie, wiódł życie odludne, za całe towarzystwo mając strzelbę, wigwam, łódkę i wodę; a chociaż mały, ruchliwy jego umysł uporczywie oddalał od siebie poczucie piękna, jednakże ono chwilami dawało mu znać o sobie, to przysiadając na skrzydełku jętki, to skrząc się migotnym blaskiem na pąkach lilij wodnych, to błękitem swym ocierając się o jego oczy — ilekroć kładł się na — wznak, czatując w zasadzce.
„Ciocia“ June, której zlecono opiekę nad nim, w samym domu miała jakiegoś „dorosłego człowieka“, pokaszliwującego oraz lepiącego z kitu szklarskiego jakąś twarz ludzką, to też nie kwapiła się nad staw, by zobaczyć co porabia chłopiec. Pewnego razu jednakże przyprowadziła z sobą dwoje innych osób „dorosłych“. Mały Jon, który właśnie pomalował sobie gołe ciałko w pasy żółte i jasnoniebieskie, posługując się farbami wodnemi z pudelka ojcowskiego, a we włosy zatknął sobie parę piór kaczych — dostrzegł przybyszów i natychmiast zaczaił się w wiklinie. Tak jak przewidywał, podeszli odrazu do jego wigwamu i uklękli, by zajrzeć do środka; to też, wydawszy okrzyk ścinający krew w żyłach, zdołał niemal doszczętnie oskalpować „ciocię“ June i „dorosłą“ panią, zanim te zdążyły go pocałować. Dwie osoby dorosłe zwały się „ciocia“ Holly i „wujaszek“ Val; ten miał twarz ogorzałą, utykał nieco na jedną nogę i okrutnie śmiał się z chłopaka. Jon nabrał sympatji do „cioci“ Holly, która również wyglądała na siostrę; jednakowoż oboje wujostwo wyjechali tego samego dnia popołudniu i już nie zdarzyło mu się ich obaczyć. Na trzy dni przed spodziewanym przyjazdem ojca i matki, wyjechała również — i to z wielkim pośpiechem — „ciocia“ June, zabierając pokaszliwującego „dorosłego“ pana, wraz z jego bryłą gliny. Mademoiselle obwieściła:
— Biedny szlowjek, była bahdzo khory; zabhaniam czi, Jonie, wkhodzicz do jego pokoju.