Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/35

Ta strona została przepisana.

chwila matka powinna powrócić. Zrzucił z siebie wszystkie okrycia.
— O, jak mi gorąco! — odezwał się, a głos jego dziwnie jakoś rozbrzmią! w ciemności, jakgdyby nie jego własny. — Czemu mama nie nadchodzi?
Usiadł na łóżku. Trzeba przecie się rozejrzeć! Wstał z łóżka, podszedł do okna i odsunął nieco wbok roletę. Na dworze nie było ciemno; Jon nie wiedział, czy przypisać to światłości dziennej czy też księżycowi, który był ogromny. Miał on pocieszną, wykrzywioną twarz, jakgdyby się wyśmiewał z chłopca, to też Jon nie miał ochoty nań patrzeć. Później dopiero, przypomniawszy sobie słowa matki, że noce księżycowe są piękne, jął w ciągu dalszym wpatrywać się we wszystko co było przed nim. Od drzew słały się grube cienie, łąka wyglądała jak kałuża rozlanego mleka, a oczom otwierały się dalekie, dalekie przestrzenie. Widać było rzeczy — hen — niezmiernie odległe, kędyś bodaj za krawędzią świata, a wszystko wydawało się jakoś odmienne i rozlewne. Jakaś woń miła, upojna, płynęła przez okno odemknięte.
— Chciałbym mieć gołębicę, jak Noe! — pomyślał.

„Księżyc się śmieje buzią okrągłą —
Świeci i świeci jasnością ciągłą...“ —

Po przebrzmieniu tego wiersza, który ni stąd ni zowąd pojawił mu się w głowie, chłopak posłyszał muzykę... cichuśką... a tak miłą! To grała mamusia!
Przypomniał sobie o przeznaczconem dlań ciasteczku, spoczywającem w wiadomej przegródce komody. Wydobywszy je, podszedł zpowrotem do okna. Wychylił się, to gryząc ciastko, to znów zatrzymując szczęki, ażeby lepiej słyszeć muzykę. „Da“ nieraz opowiadała, że aniołowie w niebie grają na harfach; jednakże pewno nie była to rzecz ani w połowie tak miła, jak przysłuchi-