Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/373

Ta strona została przepisana.

zdradzę wszystko. — Jon ujął matkę pod ramię i rzekł, jakby całkiem przypadkowo:
— Mamo, pojedzmy do Włoch.
Irena przycisnęła do siebie jego ramię i odpowiedziała też, jakby od niechcenia:
— Bardzo byłoby miło, jednakże myślę, że beze mnie o wiele więcej tam zwiedzisz i zrobisz, niż ze mną.
— Ale ty tu będziesz osamotniona.
— Byłam raz osamotniona przez lat dwanaście zgórą. Zresztą chciałabym być tutaj na otwarciu wystawy ojca.
Jon ścisnął mocniej jej ramię — więc nic zawiódł się!
— Ty nie możesz pozostawać tu samiutka... to za wiele!
— Nie pozostałabym tutaj z pewnością. Zatrzymałabym się w Londynie, a po otwarciu wystawy pojechałabym do Paryża. Ty powinieneś spędzić conajmniej rok zagranicą i zobaczyć świat.
— Tak, chciałbym zobaczyć świat i nakreślić sobie zgrubsza jego obraz... ale nie chcę zostawiać ciebie samej.
— Mój drogi, jestem ci tyle przynajmniej winna. Jeżeli dla ciebie lepiej tak będzie, to będzie lepiej i dla mnie. Możebyś tak wyjechał już jutro? Przecież masz paszport.
— Tak, jeżeli mam jechać, to już najlepiej zaraz. Tylko... mamo... jeżeli... jeżelibym chciał zamieszkać gdzieś daleko... w Ameryce lub gdzieindziej... czy zechcesz tam przyjechać niezwłocznie?
— Zawsze i wszędzie, gdziekolwiek i kiedykolwiek mnie zawezwiesz. Jednakże nie wzywaj mnie, póki naprawdę nie będę ci potrzebna.
Jon westchnął głęboko.
— Duszę się tu w Anglji.
Stali jeszcze przez parę minut pod dębem, patrząc