Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/387

Ta strona została przepisana.

— Dowidzenia! — odpowiedział Soames — nie spóźnijcie się na pociąg.
Stanął na jednym z dolnych stopni, skąd mógł mieć widok ponad głowami i kapeluszami stojących. Nowożeńcy wsiedli do powozu... To ukazał się drżący na wietrze kawałek sukni, tam znów koniec bucika. Jakiś nagły przypływ wezbrał w duszy Soamesa... nie wiedział nic... nie widział!

ROZDZIAŁ XI
OSTATNI ZE STARYCH FORSYTÓW

Gdy miano oddawać ostatnią posługę owemu strasznemu symbolowi, zwącemu się Tymoteuszem Forsytem — jedynemu pozostałemu szczeremu indywidualiście, jedynemu człowiekowi, który nie słyszał o wojnie światowej — znaleziono go w cudownym stanie — nawet śmierć nie podminowała jego zdrowia.
Dla Smitherki i kucharki owe przygotowania były ostatecznym dowodem tego, w czego możliwość nigdyby nie uwierzyły — mianowicie wygaśnięcia starych Forsytów na tym świecie. Biedny pan Tymoteusz pewno teraz wziął harfę i śpiewał w towarzystwie panny Forsyte, pani Julji i panny Estery — wraz z panem Jolyonem, panem Swithinem, panem Jakóbem, panem Rogerem i panem Mikołajem. Czy i pani Hayman była w tym zespole, było rzeczą wątpliwą, zważywszy, że ciało jej zostało spalone. Kucharka w głębi ducha myślała sobie, że pan Tymoteusz może się obruszyć — on zawsze tak nie cierpiał katarynek! Ileż to razy mówiła:
— Do licha z tem draństwem! Znowu je tutaj coś przyniosło! Smither, pobiegnijno i zrób coś na to!
A w głębi serca byłaby wielce rada tej melodji, gdyby