Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/392

Ta strona została przepisana.

angielskie — na korzyść potomków męskich, o jakich mowa powyżej.“
Soames przeczytał akt nadania i klauzule zaświadczające i przerwawszy czytanie, spojrzał na Gradmana. Stary urzędnik wycierał sobie brwi wielką chustką, której przepyszny kolor nadał naraz całej procedurze charakter wielce uroczysty.
— Słowo daję, panie Soames! — odezwał się i widać było, że w tej chwili prawnik zwyciężył w nim człowieka. — Słowo daję! Teraz żyją przecież dwa zupełne niemowlątka, a także i kilkoro młodziuchnych dziatek... Jeżeli jeden z nich dożyje ośmiu krzyżyków... boć to wiek nie taki długi... i do tego dodamy lat dwadzieścia jeden... toć to jest sto lat... a pan Tymoteusz miał na czysto sto pięćdziesiąt tysięcy funtów... Pięć od stu na procent składany to podwaja kapitał w ciągu lat czternastu. Za lat czternaście będzie trzysta tysięcy... za dwadzieścia jeden sześćset tysięcy... miljon dwieście za lat czterdzieści dwa... dwa miljony czterysta za lat pięćdziesiąt sześć... cztery mil jony osiemset tysięcy za lat osiemdziesiąt cztery... Ba, za sto lat będzie dwadzieścia miljonów! My już nie dożyjemy tego, nie będziem tego oglądać. Toci dopiero testament!
Soames odrzekł oschle:
— Niewiadomo, co jeszcze może się zdarzyć. Państwo może dużo ściągnąć z tej sumy. Dziś wszystkiego można się spodziewać.
— I odjąć pięć... — rzekł Gradman do siebie. — Zapomniałem... pan Tymoteusz lokował w konsolach... nie dostaniemy więcej jak dwa procent wraz z tym podatkiem dochodowym. Dla pewności powiedzmy, osiem miljonów... ale i to ładny pieniądz.
Soames wstał i podał mu testament.
— Pan wybiera się do miasta, niech więc pan zaopiekuje się tem i uczyni, co potrzeba. Proszę zrobić