Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/393

Ta strona została przepisana.

ogłoszenie... ale długów niema żadnych. Kiedy licytacja?
— We wtorek — odpowiedział Gradman. — Ludzie żyjący obecnie... i dwadzieścia jeden lat później... to szmat czasu. Ale cieszę się, że to zostało w rodzinie...
Na licytacji — odbywającej się nie u Jobsona, ze względu na wiktorjański charakter licytowanych przedmiotów — zgromadziła się o wiele liczniejsza publiczność, niż na obrzędzie pogrzebowym. Prawda, że brakło kucharki i Smitherki, ponieważ Soames ofiarował się sam zadość uczynić ich pragnieniom; za to była Winifreda, Eufemja i Franciszka, a i Eustachy nadjechał w powozie. Minjatury, Barbizony i rysunki J. R. nabył zawczasu Soames; drobiazgi nie mające wartości sprzedażnej, umieszczono w bocznym pokoiku, dla członków rodziny, którzy chcieliby mieć pamiątki po zmarłym. Poza tem licytacja miała przebieg wprost tragicznie powolny. Żaden sprzęt, żaden obraz ani porcelana nie przemawiały do gustów nowoczesnych. Brzęczące kolibry poopadały jak liście jesienne, gdy je zdjęto z miejsca, gdzie nie brzęczały już od lat sześćdziesięciu. Bolesną było dla Soamesa rzeczą oglądać krzesła, na których siadały jego ciotki, małe pianino, na którem nigdy nie grały, książki, których okładkom nieraz się przyglądały, chińskie porcelany, z których ocierały kurz, firanki, które zasuwały, dywaniki, na których grzały sobie nogi u kominka, a nadewszystko łóżka, w których sypiały i zmarły — wszystko to sprzedane drobnym kupcom oraz gospodyniom z Fulham. A jednakże... cóż można było na to poradzić? Zakupić to wszystko i postawić w rupieciarni? Nie, w ten sposób oblazłoby tylko z farby i z materjału i zniszczałoby doszczętnie. Lecz kiedy wystawiono sofę ciotki Anny i już miano ją sprzedać za trzydzieści szylingów, jemu nagle wyrwało się z gardła: