która zdawała się czyhać, jak tygrys ukryty w dżungli na zakręcie ścieżki, aby rzucić nią na mnie w chwili, gdy ostatnie słowa tej powieści zostaną napisane. Wspomnienie choroby bardzo jest podobne do wspomnienia nocnej zmory. Gdy wstałem z łóżka w stanie wielkiego wyczerpania, błysnęło mi natchnienie, aby skierować chwiejne kroki ku oceanowi Indyjskiemu: nikt nie zaprzeczy, że była to zasadnicza zmiana otoczenia tudzież nastroju w stosunku do wybrzeży Genewskiego jeziora. „Uśmiech szczęścia“, ta najczystszej wody opowieść o Indyjskim oceanie — zaczęta tak osłabioną i drżącą ręką, że pierwsze dwadzieścia stron czy więcej musiałem rzucić do kosza — stała się wreszcie taką, jaką przedstawia się oczom czytelnika. Co do siebie chcę tylko zaznaczyć, że z powodu tej noweli klepali mnie najniespodziewaniej po plecach różni nieznani mi dotąd ludzie, z których najważniejszy był oczywiście wydawca popularnego przeglądu ilustrowanego, gdzie się nowela ukazała. Któż wobec tego ośmieli się powiedzieć, że to nie zmiana klimatu sprowadziła taki wielki sukces?
Pochodzenie środkowej noweli „Ukryty sojusznik” zupełnie jest odmienne. Została napisana znacznie wcześniej i pojawiła się pierwszy raz w Harper’s Magazine w pierwszej połowie 1911 roku, o ile sobie przypominam. A może i w drugiej połowie? Wspomnienia moje są pod tym względem mgliste. Zasadniczy wątek opowiadania był moją własnością na wiele lat przedtem. W gruncie rzeczy był również wspólna własnością całej floty handlowych okrętów, krążących między Indjami, Chinami i Australją: tej wielkiej kompanji, której ostatnie lata zbiegły się z pierwszemi latami moich wędrówek po szerokich morzach. Fakt, o którym mowa, wydarzył się na pokła-
Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.