Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/187

Ta strona została przepisana.

z Freją brygowi, który zbliżał się do przylądka od północy. Przypuszczam, że Jasper musiał dostrzec Freję przez lunetę. I cóż się stało? Zamiast posuwać się jeszcze z półtora kilometra wzdłuż mielizny i spuścić w odpowiedniem miejscu kotwicę, jak przystoi przyzwoitemu żeglarzowi, wypatrzył szparę między dwiema staremi, poszczerbionemi rafami o wstrętnym wyglądzie i skierował tamtędy statek, który przemknął się, trzęsąc i skrzypiąc wszystkiemi żaglami, tak że słyszeliśmy hałas aż na werandzie. Syknąłem przez zęby, a Freja zaklęła. Doprawdy! Zacisnęła kształtne piąstki i szepnęła: „Psiakrew!“, poczem spojrzała na mnie i, poczerwieniawszy trochę, roześmiała się, mówiąc: „Zapomniałam, że pan tu jest!“ Oczywiście! Kiedy Jasper zjawiał się na horyzoncie, zapominała, że ktokolwiek inny istnieje na świecie. Zaniepokojony tem warjackiem postępowaniem, nie mogłem się powstrzymać i odwołałem się do jej rozsądku.
— Ależ on ma bzika! — wyrzekłem z przejęciem.
— Skończony idjota — potwierdziła gorąco, patrząc mi prosto w oczy szeroko rozwartemi, poważnemi źrenicami, a na jej policzku pojawił się dołek od uśmiechu.
— I wszystko tylko poto — objaśniałem — aby przyśpieszyć spotkanie z panią o jakie dwadzieścia minut.
Usłyszeliśmy, jak kotwica opadła, poczem Freja stała się naraz niezmiernie stanowcza i groźna.
— Niech pan chwilę poczeka. Już ja mu pokażę!
Weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi, zostawiając mię na werandzie z odpowiedniemi instrukcjami. Nim jeszcze zdołano zwinąć żagle na brygu, Jasper zjawił się, przeskakując po trzy stopnie. Zapomniał przywitać się ze mną, tylko rozglądał się porywczo na wszystkie strony.