Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

derskie. Faktem jest, że Holendrzy patrzyli krzywo na poczynania Jaspera Allena, właściciela i kapitana brygu Bonito. Uważali, że jego wyprawy handlowe są o wiele za przedsiębiorcze. Nie zdaje mi się, aby Allen wykroczył kiedykolwiek przeciwko prawu; myślę raczej, że to niezmierna jego ruchliwość budziła odrazę w tępych i powolnych Holendrach. Otóż w pojęciu starego Nelsona kapitan Bonita był dzielnym marynarzem i sympatycznym chłopcem, — ale stosunki z nim uważał naogół za niepożądane, nieco kompromitujące, że się tak wyrażę. Z drugiej strony nie miał ochoty powiedzieć Jasperowi prosto w oczy, że nie chce go widywać. Biedny stary Nelson był przyzwoitym człowiekiem. Pewien jestem, że wzdragałby się zranić uczucia nawet i kudłatego ludożercy; chyba, gdyby go niedwuznacznie sprowokowano. Podkreślam, że mówię o zranieniu uczuć, nie zaś ciała. Jeśli chodzi o włócznie,topory, maczugi czy strzały, stary Nelson dowiódł niejednokrotnie, że potrafi doskonale sobie radzić. We wszelkich innych wypadkach miał usposobienie lękliwe. Siadywał więc z markotną miną, na swojej werandzie i za każdym razem, gdy dochodziły odgłosy rozmowy Frei z Jasperem, wydymał policzki i wypuszczał dech z ponurym świstem, jak człowiek ciężko przez los doświadczony.
Uspokajałem naturalnie jego obawy, z których zwierzał mi się dość często. Miał niejakie uznanie dla mojego sądu i szanował mnie, jednak nie z powodu zalet osobistych, tylko ze względu na dobre stosunki, łączące mię z władzami holenderskiemi. Wiedziałem napewno, że największy jego postrach, gubernator z Banki, przemiły, porywczy, serdeczny człowiek, były kontradmirał, miał do niego wyraźną słabość. To kojące zapewnienie do którego zawsze się uciekałem, rozjaśniało na chwilę twarz starego