Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

miłości, szybującej gdzieś w przestworzach (należałoby to wyrazić jeszcze poetyczniej). Mam tu na myśli miłość Jaspera. Freja, jako kobieta, ujmowała całą sprawę ze strony bardziej realnej.
A Jasper żył dosłownie w zachwyceniu, począwszy od pewnej pamiętnej chwili. Siedzieli raz z Freją i patrzyli na bryg, pogrążeni w wymownem milczeniu, które jest jedynym środkiem istotnego porozumiewania się stworzeń obdarzonych mową. Jasper zaproponował wówczas Frei, aby się stała współwłaścicielką jego skarbu, a ściślej mówiąc, oddał jej swój bryg na własność. Serce jego wcieliło się w statek już począwszy od dnia, gdy kupił go w Manilli od pewnego Peruwjanina w średnim wieku, ubranego w skromny garnitur z czarnego sukna. Był to osobnik tajemniczy i wyrażający się lakonicznie. O ile mi się zdaje, musiał ukraść ten bryg na południowo-amerykańskiem wybrzeżu, gdyż twierdził, że jedzie stamtąd na Filipiny „z rodzinnych powodów“. To określenie „z rodzinnych powodów“ było świetnie pomyślane. Żaden prawdziwy caballero nie zadaje dalszych pytań po takiem oświadczeniu.
A Jasper był właśnie prawdziwym caballero. Bryg, pomalowany wówczas na czarno, wyglądał zagadkowo i bardzo brudno — niby klejnot morski o przyćmionym blasku, albo raczej zaniedbane dzieło sztuki. Gdyż artystą być musiał nieznany budowniczy, który wymodelował wdzięczne linje jego kadłuba z najtwardszego tropikalnego budulca, spoojnego najczystszą miedzią. Bóg jeden wie, w jakiej części świata został zbudowany. Sam Jasper niewiele się mógł dobadać o jego dotychczasowych dziejach od lakonicznego, ponurego Peruwjanina — jeśli to był doprawdy Peruwjanin, a nie sam djabeł w przebraniu, jak Jasper twierdził żartobliwie. Mojem zdaniem, statek