które, krążąc między młodzieńcem a dziewczyną, nabierają wielorakiej, nadzmysłowej treści.
Północna weranda opleciona była pnącemi roślinami. Pokój Frei doń przylegał i na niej właśnie urządziła sobie rodzaj buduaru, gdzie stały trzcinowe fotele i sofa. Na owej sofie siedzieli oboje z Jasperem tak blisko siebie, jak tylko na to pozwalała niedoskonałość tego padołu, gdzie jedno ciało nie może znaleźć się naraz w dwóch miejscach, ani też dwa ciała nie mogą znaleźć się jednocześnie w jednem i tem samem miejscu. Siedzieli tak przez całe popołudnie i nie mogę powiedzieć, żeby ich rozmowa pozbawiona była treści. W miłości Frei kryła się rozwaga i troska, aby Jasper w błogim zachwycie nie rozbił sobie serca o jakieś niepowodzenie. Dlatego też mówiła z nim zawsze trzeźwo i powściągliwie. On zaś — nerwowy i porywczy zdala od niej — w jej obecności wydawał się zawsze jakby pochłonięty namacalnością jej istnienia, tym wielkim cudem rzeczywistej, dotykalnej miłości. Był dzieckiem starego ojca i stracił wcześnie matkę; za młodzieńczych lat wygnano go na morze, aby się go pozbyć i rzadko kiedy miał okazję doświadczać czyjejś tkliwości.
Siedząc na tej zacisznej, oplecionej listowiem werandzie, pochylił się późną wieczorną godziną do rąk Frei i całował je kolejno, a ona uśmiechała się, spoglądając na jego głowę ze współczuciem i uznaniem. W tej samej chwili Heemskirk zbliżał się od północy do bungalowu.
Antonja pełniła straż z tej strony, lecz wywiązywała się z zadania dość niedbale. Słońce już zachodziło; wiedziała, że jej młoda pani i kapitan Bonita mają za chwilę się rozstać. Chodziła tu i tam po mrocznym gaju z kwiatem we włosach, nucąc coś półgłosem, gdy nagle
Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/220
Ta strona została przepisana.