Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/224

Ta strona została przepisana.

— Tak. Koło Molukków. — Wytrzeszczył oczy w kierunku jej niewyraźnej postaci. — Ojciec uważa, że tu jest dla pani za spokojnie. Ale powiem pani coś, panno Frejo. Niema na ziemi tak spokojnego zakątka, gdzieby kobieta nie potrafiła mężczyzny na dudka wystrychnąć.
Freja pomyślała: „Nie powinnam się dać sprowokować“. W tej chwili wszedł ze światłem główny służący Nelsona. Zwróciła się do niego natychmiast z obszernemi wskazówkami, gdzie ma postawić lampę, kazała przynieść tacę z dżynem i gorzką wódką i przysłać do domu Antonję.
— Muszę pana na chwilę opuścić — zwróciła się do Heemskirka.
Poszła do swego pokoju zmienić suknię. Spieszyła się bardzo, chcąc wrócić na werandę, zanim jeszcze ojciec znajdzie się z porucznikiem. Pewna była, że potrafi pokierować zręcznie rozmową tych dwóch ludzi. Tymczasem Antonja, wciąż jeszcze przerażona i wytrącona z równowagi, pokazała swoje posiniaczone ramię, co oburzyło Freję do żywego.
— Wyskoczył na mnie z zarośli jak tygrys — opowiadała dziewczyna, śmiejąc się nerwowo ze strachem w oczach.
— Co za bydlę! — myślała Freja. — Chciał nas widocznie szpiegować. — Oburzenie jej nie miało granic, ale gdy przypomniała sobie grubego Holendra w białych spodniach — szerokich u bioder a wąskich w kostkach — jego szlify, czarną, okrągłą głowę i oczy, wytrzeszczone na nią w świetle lamp, wydało jej się to wszystko razem tak odrażająco komiczne, że nie mogła powstrzymać się od nerwowego uśmiechu. Ale zaniepokoiła się bardzo. Niedorzeczności trzech mężczyzn nie dawały jej spokoju: