Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/256

Ta strona została przepisana.

rozkazy po angielsku, prawdopodobnie ku zbudowaniu Jaspera. — Zrozumiane?
— Ya, mynherr.
— Pozostaniesz pan na pokładzie z pełną odpowiedzialnością.
— Ya, mynherr.
Jasper doznał uczucia, że wyjmują mu serce z piersi, pozbawiając go komendy nad brygiem. Heemskirk zapytał teraz zupełnie innym tonem:
— Jaką broń macie na statku?
Dawnemi czasami okrętom handlującym na chińskich morzach wolno było posiadać pewną ilość broni palnej dla celów obrony. Jasper odpowiedział:
— Osiemnaście karabinów z bagnetami, które znajdowały się na statku, gdy kupiłem go cztery lata temu. Zadeklarowałem je w swoim czasie.
— Gdzie są złożone?
— W przedniej kabinie. Mój pomocnik ma klucz.
— Zabierze je pan — rzekł Heemskirk do kanoniera.
— Ya, mynherr.
— Dlaczego? co pan chce przez to dać do zrozumienia? — wykrzyknął Jasper, poczem zagryzł wargi. — To potworne! — mruknął.
Heemskirk podniósł na chwilę ciężki, jakby cierpiący wzrok.
— Ruszaj pan — rzekł do kanoniera.
Podczas następnych trzydziestu godzin bezustanne holowanie zostało raz przerwane. Z brygu dano sygnał, powiewając flagą na kasztelu i kanonierka stanęła. Oficer, wyglądający jak okaz źle wypchanego człowieka, wsiadł do łodzi i, dostawszy się na pokład Neptuna, pośpieszył wprost do kajuty komendanta, przyczem mrugał oczkami, zdradzając niezmierne przejęcie się tem, co