Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/259

Ta strona została przepisana.

Bonita wraz z paru innymi ludźmi. Stali, spoglądając ku wybrzeżu, a Jasper pogrążył się znów w miłosnym zachwycie.
Głęboki gwizd parowej świstawki na kanonierce wstrząsnął nim nieoczekiwanie. Rozejrzał się powoli. Z szybkością błyskawicy skoczył z miejsca, sadząc ku przodowi wzdłuż pokładu.
— Wjedziecie na rafę Tamissy! — wrzasnął.
Heemskirk, stojący wysoko na pomoście, rzucił wtył przez ramię ciężkie spojrzenie: dwóch majtków zakręciło kołem i Neptun oddalał się już szybko od krańca bladej wody kryjącej niebezpieczeństwo. Ha! w sam czas. Jasper odwrócił się natychmiast, aby spojrzeć na bryg. Zanim mógł zdać sobie z tego sprawę — snać zgodnie z rozkazem Heemskirka wydanym poprzednio kanonierowi — puszczono linę holowniczą na gwizd świstawki i nim zdołał krzyknąć lub się poruszyć — ujrzał bryg na swobodzie, pędzący ukośnie do rufy kanonierki z rozpędem całej swojej szybkości. Ścigał jego piękną, ślizgającą się postać oczyma rozszerzonemi niedowierzaniem, zdziczałemi od zgrozy. Krzyki na pokładzie pędzącego brygu doszły go tylko jako okropny i niewyraźny pomruk skroś łoskot krwi walącej o uszy. Bryg leciał wyprostowany, pełen życia i niezrównanego wdzięku, rozwijając w strasznym popisie cały dar swojej szybkości. Leciał, dopóki gładki poziom wody z przodu kadłuba nie zapadł się nagle, niby wessany w głąb, poczem bryg stanął z dziwnem, gwałtownem drżeniem topów, pochylił nieco wyniosłe maszty i zastygł bez ruchu. Stał wciąż bez ruchu na rafie, podczas gdy kanonierka Neptun, zatoczywszy krąg szeroki, płynęła pod pełną parą ku Spermonde Passage, kierując się do miasta. Stał bez ruchu, bez najlżejszego ruchu, a w je-