Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

że zdało mi się rzeczą właściwą jedynie kiwnąć potakująco i wyszeptać: „Rozumiem, rozumiem”.
...Oczywiście, nic nie rozumiałem. Nikt z nas nic nie rozumiał. Staliśmy obaj, jeden obok drugiego, poglądając ku dziewczynie. Przez ten cały czas ani drgnęła, zapatrzona przed siebie nieruchomym wzrokiem, jak gdyby miała widzenie jakiegoś fantastycznego orszaku, przesuwającego się przez ogród w uroczystej jego ciszy, w bogactwie świetlanej pożogi słonecznej i w przepychu kwiatów.
Wtem, skończywszy swe rojenie, zatoczyła wzrokiem dookoła i spojrzała wgórę. Jeżeli ja nie zauważyłem był jej odrazu, to jestem pewien, że moja obecność tak samo uszła jej uwagi dotąd, dopóki nie zobaczyła mnie faktycznie przy boku ojca. Żywszy ruch w podnoszeniu ciężkich powiek, szersze otwarcie rozemdlonych oczu i następny moment uporczywego ich zapatrzenia się we mnie, usuwały wszelką co do tego wątpliwość.
Jej zdumienie zatrącało lękiem, a po nim nastąpiła błyskawica gniewu. Jacobus, wygłosiwszy całkiem donośnie moje nazwisko, rzekł: — „Rozgość się pan, panie kapitanie — ja zabawię niedługo“ — i pośpiesznie wyszedł. Nim miałem czas złożyć ukłon, już znalazłem się sam na sam z dziewczyną — która, uprzytomniło mi się to nagle, nie była widziana przez żadnego z mieszkańców, bądź męskich, bądź żeńskich, tego miasta, od chwili, gdy uznała potrzebę noszenia długich włosów. A wyglądały tak, jak gdyby od owego pierwszego czasu ich zapuszczenia były nietknięte; stanowiła je masa czarnych lśniących loków, w wysoki zwój niedbale na głowie skręconych, z długiemi, w nieładzie, kosmykami, zwieszającemi się z obu stron jaśniejącej białością twarzy; masa włosów tak gęsta i obfita, że — nietylko, patrząc na nie, czuło się ucisk ich wagi na cie-