Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/103

Ta strona została przepisana.

pudełko od sardynek z umieszczoną na wierzchu szopą o płaskim dachu — otóż dyrektor ów znalazł stację w porządku, a Makolę pracującego, jak zwykle, z pilnością i spokojem. Dyrektor kazał postawić krzyż na grobie pierwszego ajenta i naznaczył Kayertsa na jego miejsce. Carlier został mianowany zastępcą. Dyrektor był człowiekiem zręcznym i bezwzględnym; pozwalał sobie niekiedy — ale bardzo dyskretnie — na ponure żarty. Wygłosił mowę do Kayertsa i Carliera, uwydatniając korzystne położenie stacji. Najbliższy punkt handlowy oddalony był mniej więcej o trzysta mil. To wyjątkowa wprost okazja, aby się odznaczyć i mieć znaczny dochód z procentu od obrotów handlowych. Osadzenie obu ajentów na tem stanowisku przedstawił jako łaskę wyświadczoną początkującym urzędnikom. Kayerts wzruszył się prawie do łez dobrocią dyrektora. Zaznaczył w odpowiedzi, że będzie usiłował uzasadnić swojem postępowaniem położoną w nim ufność, i t. d. i t. d. Kayerts służył przedtem w administracji telegrafów i umiał poprawnie się wyrażać. Carlier, były podoficer kawaleryjski w armji, której bezpieczeństwo gwarantowało kilka mocarstw europejskich, przejął się znacznie mniej mową dyrektora. „Jeśli możemy liczyć na prowizję, to wcale nieźle“ — pomyślał. Objął chmurnem spojrzeniem rzekę, lasy i nieprzenikniony gąszcz, odcinający stację od pozostałego świata — i mruknął pod nosem: „Zobaczymy“.
Nazajutrz parowiec podobny do pudełka od sardynek wyrzucił na brzeg kilka pak z bawełnianemi towarami i zapasem żywności, poczem odpłynął, aby wrócić znów za pół roku. Stojący na pokładzie dyrektor podniósł rękę do czapki w odpowiedzi na ukłony obu ajentów — którzy stali na wybrzeżu powiewając kapeluszami — i rzekł do starego urzędnika Spółki, udającego się do głównej kwatery: