Na stacji było dziesięciu robotników, zostawionych przez dyrektora. Ci ludzie zgodzili się do Spółki na przeciąg sześciu miesięcy (nie mając żadnego wyobrażenia, czem jest miesiąc w szczególności i bardzo słabo zdając sobie sprawę z pojęcia czasu wogóle) — a służyli już sprawie postępu więcej niż dwa lata. Należeli do plemienia osiadłego w bardzo odległej części tej krainy smutku i ciemności i nie mogli uciec, przypuszczając, że tuziemcy zabiliby ich, jako obcych wędrowców — w czem się bynajmniej nie mylili. Mieszkali w słomianych szałasach na stoku wąwozu zarośniętego trzciniastą trawą, tuż za budynkami. Nie czuli się szczęśliwi; żałowali świątecznych obrzędów, czarów i ofiar z ludzi, które były w zwyczaju w ich ojczyźnie, gdzie mieli także rodziców, braci, siostry, wielbionych wodzów, szanowanych czarowników, bliskich przyjaciół oraz inne związki uznane naogół za ludzkie. W dodatku porcje ryżu wydzielane przez Spółkę nie dogadzały im jako pokarm w ich ojczyźnie nieznany, do którego nie mogli się przyzwyczaić. Wynikało stąd, że byli niezdrowi i nieszczęśliwi. Gdyby należeli do innego plemie-
Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/116
Ta strona została skorygowana.
II