Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/133

Ta strona została przepisana.

rozstrojone nerwy — nic dziwnego, że rozstrojone! Potem nagle usnął, czy też zdawało mu się, że usnął; w każdym razie otaczała go mgła i ktoś w tej mgle zagwizdał.
Wstał z krzesła. Dzień się uczynił i ciężka mgła zstąpiła na ziemię — mgła przejmująca, zachłanna i cicha, poranna mgła krajów tropikalnych; mgła, która lgnie do człowieka i zabija; mgła biała i śmiertelna, niepokalana i jadowita. Kayerts wstał z krzesła, ujrzał ciało u swoich stóp i — załamawszy ręce nad głową — krzyknął jak człowiek, który obudził się z letargu i zrozumiał, że zamurowano go w grobie na wieki.
— Ratunku!... Boże mój!
Wrzask nieludzki, drgający i nagły przedarł się jak ostry pocisk przez biały całun tego smutnego kraju. Zkolei rozległy się trzy krótkie, niecierpliwe skrzeki i znów przez chwilę zwoje mgły kłębiły się cicho wśród straszliwego milczenia. Potem rozdarł powietrze cały szereg wrzasków, szybkich i przenikliwych, niby ryki jakiejś rozjuszonej i dzikiej bestji. To postęp wołał z rzeki na Kayertsa. Postęp, i cywilizacja, i wszystkie cnoty. Społeczeństwo przyzywało swego doskonałego członka, aby go wziąć pod opiekę, aby go pouczyć, aby go osądzić, aby go potępić; wzywało go do powrotu na tę kupę śmieci, od której się oddalił — wzywało go, aby sprawiedliwości stało się zadość.
Kayerts usłyszał i zrozumiał. Zeszedł, potykając się, z werandy i pozostawił tamtego człowieka w zupełnej samotności, pierwszy raz od chwili, gdy los rzucił ich razem na to wybrzeże. Szedł poomacku wśród mgły, wołając w swej nieświadomości ku niewidzialnym niebiosom, aby cofnęły dokonane dzieło. Makola przemknął blisko we mgle i krzyknął, biegnąc: