brzegu. Kiedy mijaliśmy zatokę, gdzie odbywał się połów, wielka wrzawa przycichła, lecz szmer głosów rozbrzmiewał jak brzęczenie owadów o południu. Łódki, zbite w gromadę, płynęły w czerwonem świetle pochodni pod czarnym dachem z dymu, a mężowie rozprawiali o rybołówstwie. Mężowie, którzy chełpili się i wychwalali jeden drugiego i szydzili z siebie nawzajem — mężowie, którzy jeszcze rano byli naszymi przyjaciółmi, ale tej nocy stali się naszymi wrogami. Minęliśmy ich szybko. Nie mieliśmy już przyjaciół w kraju, gdzieśmy się urodzili. Diamelen siedziała w środku czółna z twarzą zakrytą, milcząca jak i teraz, nie wiedząca nic jak i teraz, a ja rzucałem wszystko bez żalu, ponieważ słyszałem blisko siebie jej oddech — tak, jak go słyszę w tej chwili.
Zamilkł i nasłuchiwał zwrócony ku drzwiom; po chwili potrząsnął głową i ciągnął dalej.
— Brat mój pragnął krzyknąć wyzwanie — krzyknąć raz jeden — aby oznajmić, że jesteśmy wolnymi grabieżcami, którzy zawierzyli swoim ramionom i szerokiemu morzu. I znów zakląłem go, aby milczał w imię naszej miłości. Czyż nie słyszałem jej oddechu tuż przy sobie? Wiedziałem, że pogoń rozpocznie się i tak zbyt prędko. Mój brat kochał mnie. Zanurzył wiosło bez plusku. Powiedział tylko: „Teraz jest w tobie pół męża; druga połowa jest w tej kobiecie. Mogę zaczekać. Gdy staniesz się znów całym mężem, wówczas powrócisz tu ze mną, aby krzyknąć wyzwanie. Jesteśmy synami tej samej matki“. — Nic nie odpowiedziałem. Wszystkie siły i wszystką energję skupiłem w rękach, które trzymały wiosło, gdyż spieszno mi było znaleźć się z nią w bezpiecznem miejscu, poza obrębem męskiego gniewu i zemsty kobiecej. Miłość moja była niezmierna i wierzyłem, że jeśli tylko zdołam ujść wściekłości Inchi Midah i mieczowi naszego władcy, miłość zawiedzie nas do krainy, gdzie śmierć
Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/216
Ta strona została skorygowana.