umiem ocenić jego własną wielkość i orjentuję się, o ile on sam stoi wyżej od innych znakomitości. Ale chętniej jeszcze rozmawiał o swoim kraju rodzinnym — małem państewku bugiskiem, leżącem na wyspie Celebes. Ponieważ byłem tam na jakiś czas przedtem, rozpytywał mnie usilnie o szczegóły. Gdy podczas rozmowy wypływały imiona różnych ludzi, mówił o tym lub owym: „Pływałem z nim w zawody, gdy byliśmy chłopcami“; albo: „Polowaliśmy razem — władał pętlą i włócznią równie dobrze jak i ja“. Niekiedy toczył niespokojnie wielkiemi, sennemi oczami; marszczył brwi, albo uśmiechał się, albo zamyślał i, patrząc przed siebie w milczeniu, kiwał zlekka głową ku jakiejś nieodżałowanej wizji z lat minionych.
Matka jego rządziła ongi niewielkiem, nawpół niezależnem państewkiem na wybrzeżu zatoki Boni. Opowiadał o niej z dumą. Była to kobieta pełna zdecydowania w sprawach stanu, tudzież własnego serca. Po śmierci pierwszego męża, niezastraszona hałaśliwą opozycją swych wodzów, poślubiła bogatego kupca z plemienia Korinchi, człowieka o niskiem pochodzeniu. Karain był jej synem z drugiego małżeństwa, lecz niefortunna ta okoliczność nie miała snać nic wspólnego z jego wygnaniem. Przyczyn tego wygnania wcale nam nie wyjawił, choć raz wymknęło mu się z westchnieniem: „Ha! kraj mój nie poczuje już nigdy ciężaru moich kroków“. Ale opowiadał chętnie dzieje swych wędrówek i opisał nam szczegółowo zdobycie zatoki. Napomknąwszy o plemieniu mieszkającem za pasmem wzgórz, rzekł raz cicho i łagodnie z niedbałym ruchem ręki: „Przyszli przez góry, aby walczyć z nami; ale ci, którzy się stąd wydostali, nie powrócili już nigdy“. Zamyślił się na chwilę, uśmiechając się do siebie. „Bardzo niewielu się wydostało“ — dodał z pogodną dumą. Kochał wspomnienia swych powodzeń;
Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/28
Ta strona została skorygowana.