Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

weselem — z pewnego rodzaju szatańską uciechą. Albowiem mało miał wątpliwości co do swego osobistego uroku, a jeszcze mniej co do faktu że trzyma w swej mocy dziewczynę, która wyglądała na zbyt niemrawą, aby sobie poradzić; w dodatku zaś położenie jej przedstawiało się znacznie gorzej, niż gdyby była tylko pozbawiona przyjaciół, ponieważ z jakiegoś powodu ściągnęła na siebie złość pani Zangiacomo, kobiety bez sumienia. Wstręt, który dziewczyna tylko do pewnego stopnia ośmielała się okazywać napastnikowi (bo niezawsze jest bezpiecznie, gdy bezsilne jednostki zdradzają się ze swoją wrażliwością), Schomberg wybaczał, kładąc go na karb zwykłej niewieściej głupoty. Oświadczył Almie, jako ostateczny argument, że dość jest sprytna aby zrozumieć iż nie pozostaje jej nic lepszego, jak tylko zaufać zamożnemu i zaradnemu mężczyźnie w kwiecie wieku. Gdyby nie podniecone drżenie jego głosu i niezwykły wyraz oczu, które zdawały się wydzierać ze szkarłatnej, włochatej fizjognomji, przemowy jego byłyby miały wszelkie cechy spokojnych rad, pełnych altruizmu, przyczem, jak to bywa u zakochanych, rady owe przechodziły snadnie w różowe plany na przyszłość.
— Pozbędziemy się prędko tej starej baby — szeptał śpiesznie, dysząc okrucieństwem. — Niech ją djabli wezmą. Nigdy jej nie kochałem. Klimat jej tu nie służy; każę jej wrócić do rodziny w Europie. I będzie musiała pojechać! Już ja tego dopilnuję. Eins, zwei, marsch! A potem sprzedamy ten hotel i otworzymy inny gdzieindziej.
Zapewniał ją że niema rzeczy, której by dla niej nie zrobił — i mówił prawdę. Czterdzieści pięć lat, to wiek szaleństwa dla wielu mężczyzn, którzy postępują