dotrzeć do nędznej osady i znaleźć tam zgłodniałą ludność, domagającą się ryżu; co się zaś tyczy „handlu zamiennego“, to produkty z całej owej osady nie byłyby napełniły podróżnej torebki Morrisona. Nie zważając na to, wyładowywał ryż wśród ogólnego rozradowania, tłumaczył ludziom że to zaliczka, że są teraz jego dłużnikami, wygłaszał kazanie o energji i pracowitości, wciągał szczegółowo dług do notatnika, który zawsze nosił przy sobie — i na tem kończyła się cała tranzakcja. Nie wiem czy Morrison zdawał sobie z tego sprawę, ale mieszkańcy osady nie mieli pod tym względem żadnych wątpliwości. Skoro tylko z nadbrzeżnej wsi dojrzano że bryg się zbliża, rozpoczynało się wielkie bicie w gongi, wywieszano wszystkie flagi, dziewczęta przystrajały włosy kwiatami, tłum tłoczył się na wybrzeżu, a promieniejący Morrison patrzył z rozkoszą przez monokl na to radosne podniecenie. Wzrostu był wysokiego, twarz miał chudą i gładko wygoloną; wyglądał na adwokata, który zerwał z palestrą.
Przestrzegaliśmy go często:
— Nie zobaczysz nigdy żadnej ze swoich zaliczek, jeśli będziesz tak postępował!
Robił przebiegłą minę.
— Nie bójcie się, już ja ich którego dnia przycisnę! Ale, ale — dodawał, wyciągając swój nieodłączny notatnik — przypomniałem sobie taką a taką wieś. Wcale nieźle im się teraz powodzi: wezmę się zaraz do nich na początek.
I zapisywał w notatniku srogą uwagę:
— Wycisnąć wszystko z takiej a takiej wsi za pierwszą bytnością.
Potem wsuwał ołówek z powrotem i trzaskał gumką o notatnik z wyrazem nieugiętej stanowczości; tylko
Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.