Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 02.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

za czemś — za jakąś zbawczą myślą, która zdawała się tak bliska a jednak nie dawała się ująć. Nareszcie uchwyciła ją. Tak! musi pozbyć się z domu tego człowieka. W tej samej chwili rozległ się na dworze niebardzo bliski ale wyraźny głos Heysta:
— Czy szukasz, mnie, Wang?
Te słowa stały się dla niej błyskawicą, która rozdarła mrok oblegający ją ze wszystkich stron i odsłoniła groźną przepaść tuż pod nogami. Lena wyprostowała się konwulsyjnym ruchem, ale nie miała dość sił aby wstać. Natomiast Ricardo znalazł się w mig na nogach jak kot, bez najlżejszego szelestu. Żółte jego oczy błyszczały, zwracając się tu i tam; ale poza tem i on także wydawał się niezdolnym do jakiegokolwiek ruchu. Tylko wąsy jego ruszały się wyraźnie niby macki jakiegoś owadu.
Odpowiedź Wanga: „Ya, tuan“ doszła uszu tych dwojga, ale nieco słabiej. Potem Heyst odezwał się znowu:
— To dobrze. Możesz przynieść kawę. Czy Mem Putih jest jeszcze w swoim pokoju?
Na to pytanie Wang nic nie odpowiedział.
Oczy Ricarda i Leny spotkały się, nic nie wyrażając, gdyż wszystkie ich władze przemieniły się w słuch, aby pochwycić odgłos kroków Heysta lub jakikolwiek szelest nazewnątrz, któryby świadczył że odwrót Ricarda jest odcięty. Oboje rozumieli doskonale że Wang musiał już obejść dom i że znalazł się od tyłu, uniemożliwiając Ricardowi wymknięcie się tą drogą nim Heyst ukaże się przed frontem.
Mroczny cień osiadł na twarzy wiernego sekretarza. Cień gniewu a nawet trwogi. Cały interes doszczętnie zepsuty! Byłby prawdopodobnie wypadł przez tylne